Znany kabareciarz ma czwarte dziecko z czwartą kobietą. Szczere wyznanie tylko w SE

2019-08-09 5:05

Jego życie nie zawsze było tak kolorowe jak w kabarecie. Mimo to Michał Wójcik (48 l.) cieszy się nim pełną piersią. Osiem miesięcy temu po raz czwarty został ojcem i jak mówi w rozmowie z „Super Expressem”, Michał Junior skradł jego serce. Komik, który u boku nowej partnerki układa swoje życie na nowo, niedawno rozpoczął solowy program kabaretowy, którym podczas Sopockiej Nocy Kabaretu rozśmieszył publiczność do łez. Nie ukrywa jednak, że mimo wieloletniej kariery nadal towarzyszy mu stres, dlatego zdarza mu się przed wyjściem na scenę wypić dla rozluźnienia kieliszek wódki.

Michał Wójcik

i

Autor: Mieszko Piętka Akpa Michał Wójcik

Na Sopockiej Nocy Kabaretu wystąpiłeś bez kabaretu Ani Mru Mru. Rozumiem, że stawiasz na solową karierę.
– Nie nazwałbym tego karierą, bo to jeszcze daleko od tego. Wystąpiłem bez kabaretu, ale oczywiście istniejemy, gramy i jesteśmy w dobrej formie. Takie ciągoty miałem od wielu, wielu lat. Chciałem spróbować własnych sił na scenie. Razem z grupą Skafander i Bartkiem Brzeskotem stworzyliśmy bardzo fajny projekt, który nazywa się „Michał Wójcik volume 1” i gramy. Jest już bardzo dobrze, a świadczą o tym brawa, które przerywają mi program. Więc myślę, że jest OK.

Jesteś w tej branży od wielu lat. Czy przed wejściem na scenę towarzyszy ci stres?
– Tak. Do dziś mam tremę, pocą mi się ręce. Bardzo się cieszę, że mam tą tremę, bo ona mi pokazuje, że nie robię tego mechanicznie, że cały czas mi na tym zależy. Ona mija po dwóch, trzech krokach, jak publiczność mnie ciepło wita, ale jest bardzo mobilizująca i potrzebna.

Są tematy, z których nie powinno się żartować na scenie? Masz wyznaczone granice, których nie przekraczasz?
– Z tymi granicami to jest tak, że z latami się ona przesuwa. Artyści na scenie poruszają tematy, których nie poruszyliby 10 lat temu. Dzisiaj publika daje nam na to przyzwolenie. Takie czasy. Z pewnością bym nie poruszył pedofilii i nazizmu z tego względu, że mamy taką zasadę w kabarecie i ja również mam taką zasadę, że jeżeli będzie choć jeden widz, który poczuje się urażony moim numerem, to nie będę go grał.

Czy po którymś z waszych skeczów ktoś miał jakieś pretensje?
– Były numery Ani Mru Mru w supermarkecie, gdzie pokazywałem niepełnosprawnych na wózku. Ludzie się oburzyli. A ciekawostką jest to, że oburzeni byli zwykli ludzie. Osoby niepełnosprawne bardzo się z tego śmiały.

Jesteś na scenie przez tyle lat. Miałeś moment wypalenia?
– Oczywiście przychodzą takie chwile, kiedy człowiek zastanawia się, czy warto to dalej robić, czy jest sens. Wyznacznikiem są ludzie, którzy kupują bilety, to jest nasz pracodawca, a pracodawcę należy szanować. Dopóki ludzie kupują bilety, będziemy to robić. Nawet jeżeli nie, to będę to robić, bo to jest moja pasja.

Mam wrażenie, że nie wszyscy robią to z pasji, tylko dlatego, że mają taki zawód i mogą na nim sporo zarobić.
– Pieniądz raz jest, a raz go nie ma, więc nie powinien być wyznacznikiem szczęścia. A co daje nam szczęście? Scena. Tam się zdobywa szczęście, a nie pieniądze. Pieniądz pomaga unikać problemów, ale równie dobrze te problemy można rozwiązywać na scenie.

Ludzie uważają, że kabareciarze nawet poza sceną tryskają humorem. Jak jest u ciebie? Jesteś duszą towarzystwa czy niekoniecznie?
– Kiedyś ktoś mi powiedział bardzo fajną rzecz. Jak spowodować, żeby kabareciarz zaczął zwracać na siebie uwagę w towarzystwie? Po prostu nie dać mu wódki. Poniekąd trzeba być małpą towarzyską i mieć w sobie szaleństwo i wariację, bo na scenie pokazuje się swoje poczucie humoru. Widz wyłapuje, jeżeli coś jest sztuczne albo udawane, a to nie o to chodzi. Nam się akurat udało zdobyć widza o podobnym poczuciu humoru, który z nami dojrzewa, rośnie, rodzą się nowi widzowie ciągnięci przez swoich rodziców. Jedni są w życiu prywatnym tacy jak na scenie, inni nie. Ale nie dajmy się zwariować. Nie da się przez całe życie uśmiechać i wariować.

Wspomniałeś o wódce. Czy zdarza ci się wypić przed wejściem na scenę? Tak dla rozluźnienia?
– Oczywiście, zdarza się. Nie będę ukrywał, zdarza się. Natomiast musi to być kontrolowane, bo idzie w dykcję.

Mówi się, że kobiety uwielbiają mężczyzn z poczuciem humoru.
– Tak. Szanowni koledzy, nie trzeba być przystojnym i bogatym, ale trzeba być zabawnym. Nawet tak zwany atrybut męskości może być zabawny.

Chciałam porozmawiać z tobą o życiu prywatnym, o którym nie lubisz opowiadać. Niedawno po raz czwarty zostałeś tatą.
– Tak. Urodził się Michał Jeremiasz Junior i ma osiem miesięcy. Niedawno były chrzciny. Już ma za sobą pierwszy gag jak strzela mi z muchy na gumce. Można go zobaczyć w internecie. Zaskoczył mnie tym. Powiedziałem do niego: „Strzel z muchy”. On strzelił i zaczął się z tego śmiać. Kocham dzieci. To, że moje życie prywatne nie potoczyło się pewnymi torami, no cóż, takie jest życie. Ale dzieci... trzeba zostawiać swoje geny po świecie.

Masz czworo dzieci. Najstarsza córka jest już pełnoletnia. Któreś z nich idzie w twoje ślady?
– Myślę, że najmłodszy Michał, bo się śmieje ze wszystkiego. Moja mama mówi o mnie, a teraz ja będę mógł mówić o nim „młody to głupi”. Nie wiem, zobaczymy. Też nie mogę im kazać iść w danym kierunku, to jest ich prawo wyboru.

Trudne jest wychowywanie dzieci w momencie, w którym każde z nich ma inną matkę?
– No niestety to jest bolączka ludzi, którzy żyją w trasie. Nie da się nadrobić okresu straconego w ciągu dwóch, trzech godzin czy jednego dnia. To jest przykre, ale niestety prawdziwe. Trudno jest to zrobić, ale są takie sytuację jak ta u mnie, która nastąpi za dwa tygodnie. Wynająłem busa, zabieram wszystkie dzieci i wszyscy razem jedziemy na wakacje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają