Polak przeżył piekło po aferze na US Open. Nie miał z nią nic wspólnego
Kamil Majchrzak ma za sobą jeden z najlepszych sezonów w karierze. W pewnej chwili wspiął się na najwyższe, 65. miejsce w rankingu, a przecież przez cały 2023 roku nie grał z powodu zawieszenia! Z pewnością powrót do formy nie był w takiej sytuacji łatwy, ale Majchrzak pokazał, że jest w stanie rywalizować na wysokim poziomie, czego przykładem był mecz z Karenem Chaczanowem na US Open. Mimo że Polak przegrywał już 0:2 w setach, to nie załamał się i zaczął odrabiać straty. Później musiał bronić łącznie pięciu piłek meczowych, co ostatecznie mu się udało i sam w końcu wygrał z 9. wówczas zawodnikiem rankingu ATP po supertie-breaku w piątym secie. Po meczu doszło jednak do sytuacji, która była nawet szerzej opisywana, niż niespodziewane zwycięstwo Majchrzaka.
Koszmar Kamila Majchrzaka! Miał rywala na tacy, był o krok od sprawienia sensacji
Chodzi oczywiście o sytuację, w której Majchrzak chciał podarować swoją czapkę chłopcu z trybun. Zmęczony, rozemocjonowany Polak wyciągnął rękę z czapkę, ale drugą już podpisywał kolejną piłkę dla innego fana i nie zauważył, że... czapkę porwał dorosły mężczyzna, tuż sprzed nosa małego chłopca. Nagranie stało się viralem i rozeszło się wielomilionowymi zasięgami w sieci. Internauci w tej sytuacji pokazali niezwykłą sprawczość i szybko namierzyli „delikwenta”, którym okazał się polski przedsiębiorca Piotr Szczerek. O sprawie rozpisywały się światowe media, a sam Szczerek w końcu oddał czapkę (choć wcześniej Majchrzak sam odnalazł chłopca i przekazał mu więcej upominków) i publicznie przeprosił. Niestety, w tej sytuacji internauci objawili także swoją mroczną stronę i ucierpiało kilka postronnych osób.
Dreszczowiec z udziałem Kamila Majchrzaka! Dramat i dzika furia na sam koniec. Wszystko przepadło
Kamil Majchrzak od lat może liczyć na wsparcie żony. Tak wygląda jego ukochana, kliknij w galerię poniżej:
Gdy afera gorzała w sieci, pojawiło się sporo fejknewsów, tak jak rzekoma wypowiedź prawnika Piotra Szczerka, która ostatecznie okazała się fałszywa – wspomniany prawnik, którego rzekome słowa przytaczano, nie reprezentował Szczerka i nie miał ze sprawą nic wspólnego. Mocno ucierpiał także inny polski przedsiębiorca, Roman Szkaradek, który miał ze sprawą tyle wspólnego, że... nazwa jego firmy była niemal identyczna, jak nazwa firmy Szczerka. O całej sprawie szerzej informuje TVP w programie „Reporterzy”.
ATP Szanghaj: Kamil Majchrzak nie sprawił sensacji! Smutny początek dnia dla polskiego tenisisty
Okazało się bowiem, że Szkaradek, który ten mecz oglądał w domu, otrzymywał od internatów groźby! – Oglądałem ten mecz. Gdy się zakończył, to poszedłem spać. Wstaję rano, chwytam za telefon i widzę jakąś wiadomość na messengerze. Odczytuję po angielsku: oddaj czapkę złodzieju – mówi Roman Szkaradek w rozmowie z TVP – To było naprawdę straszne. Oprócz tego "oddaj czapkę złodzieju" było też "niech twoja rodzina zginie", "twoje dzieci spalą się w piekle" – dodawała jedna z pracownic Szkaradka, która wspomniała, że cała sytuacja mocno odbiła się na zdrowiu psychicznym jej szefa. Sytuacja unormowała się dopiero po materiale „New York Times”. Niestety, to nie wróci chwil pełnych stresu polskiemu przedsiębiorcy. – Muszę powiedzieć z pełnym smutkiem, że nikt mnie nie przeprosił. To jest niewyobrażalne, jak ludzie mogą zrobić z człowieka najgorszego, zdeptać go, podnieść głowę i iść dalej – podkreślił Roman Szkaradek. W całą sprawę świetnie wpisuje się określenie, że sieć to obosieczny miecz – internauci potrafią błyskawicznie namierzyć winnego po krótkim nagraniu, ale też mogą zamienić w piekło życie niewinnych osób.