- Chcę stworzyć im dom, jakiego nigdy nie mieliśmy - mówi Agnieszka, która stara się o prawną opiekę nad swoim rodzeństwem.
Agnieszka sama wie najlepiej, co znaczy być dzieckiem z bidula. Prawie cztery lata była w tym samym domu dziecka w Morawicy, w którym teraz jest większość jej rodzeństwa.
Kiedy przyjeżdża odwiedzić Tomka (15 l.), Kamilę (14 l.), Damiana (13 l.) i Emila (10 l.) w bidulu, dzieci pełne nadziei witają ją w bramie. Ciągle wypytują, kiedy będą razem. Agnieszka jest dla nich jak matka. Zawozi im czystą bieliznę, sprawdza, czy są zdrowe, czy niczego im nie brakuje. Wspominają wtedy pozostałą czwórkę rodzeństwa, których los już nieodwracalnie rozdzielił z nimi. Ola (6 l.) i bliźniaki Karol (4 l.) i Karolinka (4 l.) zostały już adoptowane, a ich miejsce pobytu jest nieznane. Agnieszka nie odzyska prawdopodobnie też Agatki (3 l.), która trafiła do rodziny zastępczej.
- Kiedy patrzę na ich zdjęcia, to aż skręcam się z żalu - mówi, załamując ręce, Agnieszka. - Już wszystko zaplanowałam. Z moim chłopakiem weźmiemy jeszcze w tym roku ślub, znajdę stałą pracę i odzyskam rodzeństwo. Zapowiada jednak, że zrobi wszystko, by wyciągnąć wszystkich z domu dziecka. By nie płaciły za błędy rodziców. Wciąż pamięta, jak ojciec wolał pić wódkę pod sklepem, niż opiekować się dziećmi. Teraz siedzi w więzieniu. Jej matka też nie nadawała się do roli opiekunki dzieci, które urodziła. Dlatego rodzeństwo trafiło do bidula. Dziewczyna, która tak bardzo kocha swoich braci i siostry, że chce być im matką, nie potrafi rozwiązać tylko jednego problemu. Sąd nie zgodzi się na przyznanie jej opieki nad rodzeństwem, jeśli nie będą mieli odpowiednich warunków do mieszkania. A dom, w którym mieszka Agnieszka, to prawdziwa rudera. Nawet nie ma doprowadzonej kanalizacji.
- Błagam, pomóżcie mi tak przygotować dom, żebym mogła odzyskać rodzeństwo - ze łzami w oczach prosi Agnieszka.