Problemy pani Anny zaczęły się od niegroźnej stłuczki samochodowej, do której doszło w 2000 r. Poczuła wtedy ból, a lekarze zdiagnozowali u niej dyskopatię kręgosłupa lędźwiowego. - Żyłam z tym schorzeniem, aż nagle w 2011 r. kręgosłup strzelił, a ból wygiął ciało tak, że chodziłam z nosem na wysokości kolan - wspomina. Trafiła do szpitala na operację, po której było tylko gorzej. W ciągu czterech lat przeszła sześć zabiegów, które nie tylko nie przyniosły poprawy, ale wręcz pogorszyły jej stan. Dziś porusza się na wózku inwalidzkim i bardzo cierpi. Czuje, jak śruby zamontowane w kręgosłupie ocierają się o siebie i uszkadzają nerwy. - Dopada mnie ból, którego nie są w stanie uśmierzyć najsilniejsze leki narkotyczne - opisuje kobieta. - Przyjmując maksymalne dawki środków przeciwbólowych i zwiotczających mięśnie, nie jestem w stanie zasnąć. Biorę 20 tabletek dziennie. Leżę i marzę, aby to już skończyło się raz na zawsze, byle tylko nie cierpieć - dodaje.
Pani Anna znalazła klinikę w Warszawie, której lekarze byliby w stanie jej pomóc. Problem w tym, że wolne terminy są na 2019 r. A ona czekać nie może. Dlatego chce, by zabieg został przeprowadzony prywatnie, bez finansowania z NFZ. Jego koszt to 60 tys. zł. Łodzianka jest na rencie, dostaje 916 zł, prosi więc o pomoc. Dzięki dobrym ludziom Anna Kulik zebrała już połowę potrzebnej kwoty. Ale ból z każdym dniem narasta, kobieta potrzebuje szybkiego wsparcia.