Las znaków na Prądniku Czerwonym. Mieszkańcy: To jakiś ABSURD [ZDJĘCIA]

2020-01-13 16:53

Mieszkańcy Prądnika Czerwonego na koniec remontu ulicy Łepkowskiego czekali niemal półtora roku. Gdy ten się zakończył, przecierali oczy ze zdumienia. Przy liczącej nieco ponad pół kilometra długości ulicy, stanął - jak to określają - las znaków.

Na problem z liczbą znaków, jakie stanęły przy ulicy Łepkowskiego, zwrócił uwagę nasz słuchacz, pan Marcin.

- Doznałem "szoku znakowego". Samych znaków parkingowych naliczyłem ok. 32, oprócz tego są jeszcze tabliczki i inne znaki. Rozstawione co 10-15 metrów. Wystarczyłoby na początku ulicy napisać "parkowanie tylko w zatokach". One ustawione są na całej długości ulicy od skrzyżowania z ul. Majora do skrzyżowania z ul. Dobrego Pasterza. Takie pieniądze można by przeznaczyć na zieleń - stwierdza. 

Mieszkańcy ulicy nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw.

- Każdy normalny kierowca wie, że miejsce postojowe jest w zatoce. Trudno, żeby ktoś zaparkował na jezdni. Ten las znaków to bezsens. Wolałabym się nie wypowiadać na ten temat. Tych znaków jest za dużo. To niepotrzebnie, bo są znaki poziome - stwierdzają. 

Co więcej, ich zdaniem remont ulicy pozostawia wiele do życzenia.

- Zlikwidowali nam kilkanaście miejsc postojowych. Autobusy mieszczą się na milimetry, stanie większe auto i autobus nie przejedzie. Szału nie ma. Tylko są utrudnienia, droga odebrana i mamy się cieszyć. Tylko z czego- zżymają się.

Zdaniem urzędników ustawienie takiej liczby znaków było konieczne.

- Każdą zatokę trzeba wyznaczyć. Mieszkańcy mają wyłożone na tacy informacje, gdzie mogą wjechać, gdzie mogą zaparkować. Poprzednio były z tym problemy. Bazujemy na przepisach prawa o ruchu drogowym, nie możemy robić sobie samowolki - przekonuje Sebastian Kowal z biura Miejskiego Inżyniera Ruchu. 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki