Maria i Waldemar Sławuta z Nowej Dęby

i

Autor: Art Service

TYLKO W SUPER EXPRESSIE

"Zjadłam zatrutą galaretę". Wstrząsająca relacja pani Marii z Nowej Dęby. Przeżyła zatrucie

2024-02-21 12:18

Maria Sławuta (66 l.) z Nowej Dęby jest jedną z dwóch kobiet, które kupiły i skosztowały zatrutej galarety na targowisku w Nowej Dębie. Kobieta żyje i dziś (w środę, 21 lutego), po czterech dniach hospitalizacji, opuściła Specjalistyczny Szpital im. Ludwika Rydygiera w krakowskiej Nowej Hucie. Dziennikarce Super Expressu opowiedziała o dramatycznych chwilach, które przeżyła po zjedzeniu zatrutego mięsa oraz o okolicznościach, w jakich nabyła nieświeży produkt.

Zatrucie na targowisku w Nowej Dębie. "Zjadłam zatrutą galaretę"

Po zatruciu na targowisku w podkarpackiej Nowej Dębie dwie osoby trafiły do szpitala, a jedna zmarła po 2,5 godzinach od zjedzenia galarety. Reporterka "Super Expressu" dotarła do kobiety, która w środę opuściła oddział szpitala w Krakowie. Pani Maria opowiada, co stało się po zjedzeniu zatrutego produktu. 

Rano w sobotę wraz z mężem poszliśmy na targ – opowiada Maria Sławuta (66 l.). – W ogóle pierwszy raz jadłam galaretkę. Ona była w plastikowym opakowaniu po jogurcie. Ładnie wyglądała więc się skusiłam dodaje. Małżeństwo nie kupowało wędlin regularnie u tych handlarzy. - Kiedyś w przeszłości kupiłem tam wędlinę, ale nic wtedy się nam działo złego po jej jedzeniu - mówi pan Waldemar, mąż pani Marii.

"Zjadłam zatrutą galaretę"
Sonda
Czy sprzedawcy zatrutej galarety powinni ponieść surową karę?

Zatrucie po zjedzeniu galarety. "Od razu bardzo źle się poczułam"

Gdy wróciliśmy do domu, zaczęłam jeść tą galaretkę. Czułam, że jest dość mocno przyprawiona zielem angielskim. Niezbyt mi smakowała, nawet polałam ją octem. Zjadłam może pół, może tylko jedną trzecią porcji i odłożyłam do lodówki. Od razu bardzo źle się poczułam, spadło mi ciśnienie. Miałam 64/47. Kręciło mi się w głowie, stół, który stał przed moimi oczami, cały wirował. Zsiniałam, nie mogłam oddychać. Zwymiotowałam i to chyba uratowało mi życie – wspomina sobotnie wydarzenia kobieta. Potem przyjechało po nią pogotowie. Jeszcze w karetce lekarz pobrał krew. – Słyszałam, jak mówili, że jest bardzo ciemna - mówi kobieta w rozmowie z "Super Expressem".

CZYTAJ TEŻ: Byliśmy na targowisku w Nowej Dębie po tragedii z zatrutym mięsem. Oto, co usłyszeliśmy od ludzi

Z SOR–u pani Maria została przeniesiona na oddział wewnętrzny. Na sali opowiadała lekarce, że bardzo dobrze czuła się od rana, była nawet z mężem na targu, kupili galaretkę. Okazało się, że na łóżku obok leżała kobieta, która także źle się poczuła po zjedzeniu galaretki z targu. – Ta pani powiedziała, że zjadła tylko jedna łyżeczkę i zemdlała. To właśnie wtedy padły pierwsze podejrzenia, że powodem zatrucia była wspomniana galareta z targu – mówi pani Maria. Zapadła decyzja by, ją przewieźć do krakowskiego szpitala na oddział toksykologii. Po czterech dniach opuściła szpital – Cieszę się, że przeżyłam, to jakby drugie życie. Już nigdy nic nie kupimy w takich miejscach – mówi małżeństwo. Druga z kobiet, która zatruła się galaretą także opuściła szpital. Od początku była w lepszym stanie niż pani Maria. 

Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki