Rodzinny dramat. Syn zabił rodziców
Jak mówią sąsiedzi, rodzice Kamila M., niedawno mieli sprzedać atrakcyjne dwa hektary ziemi. Kamil nie pracował, nie miał za co żyć. Pretensje przerodziły się w kłótnię. A potem w krwawą masakrę.
Około godziny 1:00 w nocy rozegrał się horror. Najpierw matka. Jeden śmiertelny cios w szyję. Śmierć była natychmiastowa. Krzyk obudził ojca. Pobiegł na pomoc żonie. Syn rzucił się także na niego. Kilka ran kłutych. Mimo ran Tadeusz M. zdołał jeszcze zadzwonić po pomoc. „Syn… nóż…” – zdołał wyszeptać dyspozytorowi. Chwilę później umarł.
Kamil uciekł z domu, zostawiając ciała rodziców w kałużach krwi. Wsiadł do samochodu. Zabrał nóż, kilka ubrań. Chciał uciec jak najdalej.
Polecany artykuł:
O zbrodni opowiadał bez emocji
Policja wszczęła gigantyczną obławę. Funkcjonariusze z trzech województw szukali mordercy. W lesie, na drogach, w wioskach. Psy tropiące, radiowozy, blokady. Uciekinier próbował przebić się trasą S6 w stronę Niemiec.
Po kilkunastu godzinach jego samochód wpadł w policyjną zasadzkę w powiecie goleniowskim. Uzbrojeni funkcjonariusze wyciągnęli go z auta. W środku – zakrwawione ubrania i kuchenny nóż, ten którym zamordował rodziców.
Podczas przesłuchania w prokuraturze Kamil był spokojny. Bez emocji opowiedział o nocy zbrodni. Przyznał się do wszystkiego. Mamrotał czasami irracjonalnie. Prokurator Piotr Budziejewski przyznał: - Wyjaśnienia podejrzanego są… fantastyczne. Będziemy badać jego poczytalność.
Sąsiedzi nie dowierzają. - To była normalna rodzina. Spokojni, mili ludzie. On był cichy, zamknięty w sobie, ale nigdy nie przypuszczaliśmy, że jest zdolny do czegoś takiego… – mówi jedna z mieszkanek wsi.
Irena – nauczycielka, lubiana przez dzieci i rodziców. Tadeusz – były urzędnik, znany w okolicy z uczciwości. Zginęli od ciosów własnego syna.
Kamil M. trafił do aresztu. Grozi mu dożywocie.