Pan Dariusz UMARŁ, bo szpital go nie przyjął? Jego siostra nie może w to uwierzyć

i

Autor: Archiwym prywatne/pixabay.com

Pan Dariusz UMARŁ, bo szpital go nie przyjął? Jego siostra nie może w to uwierzyć

2020-09-15 12:53

Wracamy do tragedii przed szpitalem psychiatrycznym w Gdańsku. Jak już pisaliśmy pan Dariusz, który zmagał się z padaczką, upadł przed placówką na beton, kiedy wraz z siostrą czekał na pomoc lekarzy. Kobieta nie wierzy w to, co się stało. - Nie pozostawię tak tej sprawy - zapowiada. W poniedziałek rodzina złożyła skargę na szpital. Sprawą ma się zająć również prokuratura.

Brat pani Brygidy zmarł w niedzielę. Mężczyzna dostał w piątek ataku padaczki. Niestety, szpital nie chciał go przyjąć bez skierowania. Pan Dariusz (47 l.) pojechał z panią Brygidą na prywatną wizytę do Gdyni po skierowanie. A potem na tzw. "Srebrzysko", czyli do Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego im. prof. Tadeusza Bilikiewicza w Gdańsku. Kazano im czekać przed placówką. Wtedy pan Dariusz dostał ataku padaczki i upadł głową na beton. To trwało kilka minut. Na miejsce przybiegł ratownik. Pani Brygida pokazała krwiaka na głowie pana Dariusza. Ratownik kazał mu usiąść na ławce. Mężczyzna jednak bardzo się niecierpliwił, wstał z miejsca, zaczął chodzić. Prawdopodobnie wtedy dostał trzeciego ataku. Pani Brygida trzymała brata, żeby nie spadł z ławki. Jak mówi w rozmowie z nami, ratownicy po prostu bezradnie rozkładali ręce.

>>> O dramatycznej historii pana Dariusza pisaliśmy w naszym poprzednim artykule TUTAJ!

- Drzwi do Izby Przyjęć były otwarte. Lekarka patrzyła tylko z daleka. Nie zmierzyła mojemu bratu nawet ciśnienia. Był cały zesztywniały. Jeden ratownik z pomocą pielęgniarki wciągnął go na izbę. Dariusz leżał na podłodze. Powiedziałam lekarce, że brat choruje na nadciśnienie. Zadzwoniła do kogoś, aby zapytać, co w tej sytuacji ma zrobić. Mieli tylko tabletki, ale mój brat nie mógł ich połknąć, bo był nieprzytomny  - relacjonuje pani Brygida w rozmowie z Super Expressem.

I dalej: - Lekarka zadzwoniła na pogotowie, ale dyspozytor powiedział, że nie przyjadą, bo przecież Darek jest na terenie szpitala. Kłótnia trwała 20 minut. W końcu jeden z ratowników poradził mi, aby powiedzieć dyspozytorowi, że mój brat jest przed szpitalem. Zadzwoniłam tam. Powiedziałam, jaka jest sytuacja i że mój brat wkrótce "zejdzie". Dopiero po telefonie od pielęgniarki, dwie godziny po upadku, przyjechała karetka - mówi nam pani Brygida.

Dariusz trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Anestezjolog stwierdził, że mężczyzna doznał obrażeń w trakcie ataku padaczkowego. Obrzęk był ogromny. Było już za późno, aby uratować 47-latka. Zmarł w niedzielę. Rodzina chciała uzyskać w "Srebrzysku" informację na temat danych lekarzy, którzy "zajmowali się" Dariuszem, ale placówka odmówiła. W poniedziałek pani Brygida złożyła skargę. - Nie pozostawię tak tej sprawy - mówi w rozmowie z SE.pl. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że mój brat nie żyje. Zgodziliśmy się, aby pobrano od niego organy. Wydawało mi się, że on tylko śpi - dodaje.

Pan Dariusz zmagał się z problemem alkoholowym. Gdy dowiedział się, że 21 września pojedzie do pracy do Niemiec, przestał pić. Trzy dni później dostał ataku po odstawieniu alkoholu. Sprawą śmierci mężczyzny ma zająć się prokuratura. Wyjaśnienia sprawy od szpitala oczekuje również Rzecznik Praw Pacjenta.

Cham w Passacie. Pędził po chodniku, by ominąć korek

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki