WPUŚCIŁ DO DOMU ZABÓJCĘ

Brutalne zabójstwo Krzysztofa, dziennikarza TVP. Rana miała 22 centymetry. Motyw poraża!

2023-12-21 10:35

Chwilę przed śmiercią Krzysztof Leski († 62 l.) napisał w sieci, że „odnalazł wiarę w sens życia, będącego czymś więcej niż codzienna wegetacja”. − Jaki był Twój 2019? Nie wiem. Życzę Tobie i sobie, by był wspaniały − to były jego ostatnie słowa. Kilka dni później zwłoki znanego dziennikarza znaleziono w mieszkaniu przy ul. Chłodnej na warszawskiej Woli. Tylko dlatego, że morderca − współlokator, którego Leski poznał kilka miesięcy wcześniej w szpitalu i zaprosił pod swój dach – sam powiadomił policję, że zabił.

Warszawa. Zabójstwo byłego dziennikarza TVP. "Nie bał się zapraszać do siebie ludzi z ulicy. Był bardzo ufny"

Niewysoki siwiejący brunet o smutnych oczach, biegający po sejmowych korytarzach z mikrofonem i odpytujący polityków o bieżące sprawy, afery, komentarze. Dociekliwy, konkretny, o ujmującym, ciepłym, spokojnym radiofonicznym głosie. Ostatnio z nieodłącznym laptopem pod pachą. Tak zapamiętają go na zawsze koledzy dziennikarze. Za kilka dni miną cztery lata od tragicznej śmierci Krzysztofa Leskiego – przez lata dziennikarza „Gazety Wyborczej”, komentatora wydarzeń politycznych Programie Trzecim Polskiego Radia, współpracownika TVP, gdzie prowadził „Wiadomości” i korespondenta „The Daily Telegraph” i BBC. Jego teksty pojawiały się na największych portalach, które do dzisiaj czytają miliony użytkowników. Nikt nie spodziewał się, że jego życie zakończy się taką makabrą.

Krzysztof poznał swojego zabójcę jesienią 2019 roku w szpitalu. Polubili się. Dziennikarz wiedział, że chłopak w przeszłości był wielokrotnie karany za kradzieże i miał trudności z odnalezieniem miejsca do życia, zaproponował więc Łukaszowi B. (38 l.) zamieszkanie w jego domu na Woli. Dał mu szansę. Nic nie zapowiadało tragedii, do której doszło w Nowy Rok. − Krzysiek nie bał się zapraszać do siebie ludzi z ulicy. Był bardzo ufny. Tak żył – mówią o nim jego przyjaciele. Otwartości nauczyły go podróże. I ta otwartość go zgubiła we własnym domu.

Krzysztof, nawet gdy miał problemy z pracą, był aktywny w mediach społecznościowych. Pisząc przed Sylwestrem refleksję o życiu, nie podejrzewał jednak, że będzie to jego ostatni wpis, bo tej nocy zginie...

Poderżnął Krzysztofowi gardło. "Podpisałem pakt z diabłem" − mówił podczas rozpraw sądowych

Łukasz B. w nocy 1 stycznia, będąc pod wpływem alkoholu, wziął nóż i wszedł do pokoju, w którym spał dziennikarz. Poderżnął mu gardło. Z opinii śledczych wynika, że rana na szyi Leskiego miała aż 22 centymetry długości. − Po wszystkim zabrał kartę płatniczą, telefon komórkowy, zdjął z siebie zakrwawione ubrania, zamknął mieszkanie i wyjechał − relacjonowała podczas procesu sędzia Danuta Kachnowicz.

Brutalnie zamordowany Krzysztof leżał w swoim łóżku, a zabójca przez kilka dni podróżował po kraju. Dopiero 6 stycznia 2020 roku zgłosił się do funkcjonariuszy patrolujących Rynek Główny w Krakowie.

Wcześniej piłem wódkę u pewnej osoby. Nie wiem, dlaczego dokonałem takiego czynu, który nie powinien mieć w ogóle miejsca. Nie planowałem tego. Nie wiem, dlaczego zabrałem rzeczy, chyba spanikowałem. Dopiero po kilku dniach dotarło do mnie, co się stało i co zrobiłem, dlatego postanowiłem się zgłosić na policję − opisywał Łukasz B.

Ciało Krzysztofa Leskiego odkryto jeszcze tego samego dnia. Na miejscu odnaleziono nóż – narzędzie zbrodni. Oskarżony od samego początku przyznawał się do winy, ale tłumaczył się tym, że „diabeł nakłonił go do zabójstwa”. A demon przyszedł do niego, gdy zażył „jakąś tabletkę”.

Podpisałem pakt z diabłem, że będę co miesiąc zabijał człowieka. Pan Leski był pierwszy − mówił po zatrzymaniu. I tej wersji trzymał się podczas procesu.

Około godziny 1 w nocy diabeł przyszedł i kazał mi go zabić. On musiał mi przypomnieć o tym pakcie, bo ja zapomniałem. Gdy diabeł znów przyjdzie, dokonam zabójstwa kolejnej osoby − opisywał w styczniu, przesłuchiwany w prokuraturze. Próbował desperackich gróźb. Pod koniec składania wyjaśnień przed sądem oskarżony powiedział, że „w dniu dzisiejszym, wracając do aresztu Warszawa-Białołęka, podetnę sobie gardło”.

Zabójca skazany na 25 lat więzienia. "Zabił swojego dobroczyńcę, który dał mu dach nad głową, pomagał mu wyjść z nałogu"

35-latek (dziś ma 38 lat), pomimo opisów diabła i demona, został uznany za osobę poczytalną i świadomą tego, co robi. − Zabił swojego dobroczyńcę, który dał mu dach nad głową, pomagał mu wyjść z nałogu, znaleźć pracę, stanąć na nogi. Zabił człowieka dobrego, ufnego i życzliwego, który całe życie pracował jako dziennikarz i pomagał innym w potrzebie − uzasadniała wyrok sędzia Kachnowicz.

Łukasz B. został uznany przez sąd za osobę wysoce zdemoralizowaną, która działała z wyjątkowo niskich pobudek. − Chodziło o pieniądze − podsumowała Kachnowicz.

Autor aktu oskarżenia prok. Tomasz Pyzara wnosił, by sąd dożywotnio pozbawił wolności oskarżonego. Łukasz B. i jego obrońca prosili o łagodniejszy wyrok – 15 lat więzienia. Sędzia Danuta Kachnowicz stwierdziła, że wina oskarżonego nie budzi wątpliwości i – za zabójstwo oraz kradzież – wymierzyła mu karę łączną 25 lat pozbawienia wolności, którą Łukasz B. ma odbywać w systemie terapeutycznym. Druga sędzia – Agnieszka Domańska podzieliła wniosek prokuratora i była za dożywotnią izolacją sprawcy. Zgłosiła do wyroku zdanie odrębne.

Sąd pokłada nadzieję, że dłuższa resocjalizacja, terapia i odwyk powinny tak zadziałać, że oskarżony będzie jeszcze osobą pożyteczną społecznie – stwierdziła jednak przewodnicząca.

Krzysztof Leski został pochowany na Powązkach Wojskowych. − Krzysztof przeminął w życiu doczesnym. Odszedł. Ale to nie koniec. Spotkamy się. On żyje wśród nas. Był człowiekiem nie do zdarcia. Do dziś widzę go przy klawiaturze – wzruszająco mówił ksiądz na pogrzebie dziennikarza.

Sonda
Na jaką karę zasłużył Stefan W. - zabójca prezydenta Gdańska?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki