Makabra pod Garwolinem

Dąbrówka: Kombajn ziemniaczany zmiażdżył Wacława. Potworna tragedia pod Garwolinem

Koszmar pod Garwolinem, kombajn do ziemniaków zmiażdżył Wacława († 73 l.) na oczach jego brata Mirosława (50 l.)! Do tragedii doszło w trakcie naprawy maszyny rolniczej. Młodszy z braci na chwilę odszedł od wielkiej maszyny. Chwilę później zmroził go potworny krzyk. Gdy wybiegł, zobaczył obraz, który będzie prześladował go do końca życia.

Garwolin. Kombajn zmiażdżył Wacława na oczach brata

To historia, od której włos jeży się na głowie. Wacław A. z Garwolina gdy tylko mógł pomagał swojemu bratu na roli. Pan Mirosław prowadzi duże gospodarstwo rolne w pobliskiej Dąbrówce. Maszyny rolnicze, które posiada są jego oczkiem w głowie. Rok wcześniej zauważył, że w kombajnie jest jakiś defekt i nie działa tak, jak powinien. Poprosił więc o pomoc swojego brata Wacława, który miał niezwykły dryg do mechaniki.

Przeczytaj również: Byk wbił Leszkowi róg w głowę. Rolnik z Nowej Wsi walczy o życie [ZDJĘCIA]

Nic nie zapowiadało koszmaru, jaki się rozegrał.  – Zadzwoniłem do Wacka i zapytałem czy rzuci swoim fachowym okiem na prowadnice kombajnu. Zgodził się i już następnego dnia rankiem zameldował się na moim podwórku – opowiada w rozmowie z „Super Expressem” pan Mirek. – Podłączyliśmy traktor i Wacław zaczął wszystko przeglądać. Ja poszedłem na chwile do domu, by przynieść bratu wody. W tym czasie usłyszałem potworny krzyk. Wybiegłem na zewnątrz i zobaczyłem, że kombajn wciąga brata. Sąsiad, który był niedaleko starał się trzymać Wacka za koszulkę lecz nie dał rady, ja w tym czasie błyskawicznie wyrwałem kluczyki i silnik po chwili zgasł. Wacek do połowy tkwił w maszynie i nie dawał znaku życia – powiedział załamany rolnik.

Maszyna go zmiażdżyła

Na podwórku pojawiło się kilka osób, by pomóc mi w ratowaniu brata. - Nie dało się go wyciągnąć, niebieska koszulka w której pracował była porwana i zwisała na wale. Po prostu maszyna rozebrała i zmiażdżyła go – opisuje łamiącym się głosem.

Wacław A. trafił do szpitala w Warszawie. Lekarze przegrali walkę o jego życie. Co prawda po czterech dniach leczenia odzyskał przytomność lecz była to tylko chwila. Pan Wacław zmarł po trzech tygodniach w wyniku wewnętrznych wylewów.

"Nigdy w życiu sobie nie daruję"

Brat Mirosław nie może się otrząsnąć po tym tragicznym wypadku. Zarzuca sobie, że to jego wina. – Gdybym nie prosił go o pomoc i nie poszedł po wodę nie doszłoby do tego wypadku. Nigdy w życiu nie daruję sobie tego, że zostawiłem Wacka samego przy pracującym kombajnie – podkreśla ocierając z policzków łzy rozpaczy.

Sonda
Czy byłeś świadkiem groźnego wypadku?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki