Kwota za leczenie psów zwala z nóg! Musi zapłacić 28 tysięcy. Sprawę bada policja

i

Autor: Shutterstock Zdj. ilustracyjne.

Właściciele kontra lecznica

Kwota za leczenie psów zwala z nóg! Właściciel musi zapłacić 28 tysięcy. Sprawę bada policja

2024-03-14 12:01

Psy pani Magdy i pana Tomasza trafiły do lecznicy z podejrzeniem choroby, nazywanej "psim tyfusem". Faktura, jaką właściciele otrzymali za leczenie czworonogów mogła zwalić z nóg. W sumie do zapłaty było aż 28 tysięcy złotych! Sprawę bada policja i prokuratura. Lecznica tak wysoki rachunek tłumaczy m.in. kosztem drogiego, specjalistycznego sprzętu dla zwierząt.

Ogromna kwota za leczenie psów. 28 tysięcy do zapłaty

Pani Magda i pan Tomasz są właścicielami pięciu psów rasy american bully (trzy szczeniaki i dwie suki). W połowie lutego szczeniaki zawieźli do lecznicy w powiecie piaseczyńskim. Jak opowiedziała pani Magda w rozmowie z tvn24.pl, "dwa szczeniaki miały pozytywny wynik parwowirozy, musiały dostać surowicę". Parwowiroza potocznie nazywana jest "psim tyfusem".

Właściciele psów twierdzą, że lecznica wyceniła koszt leczenia szczeniaków, razem z pobytem w szpitalu zakaźnym, na 6 tysięcy złotych. - 13 lutego zostawiliśmy psy i odebraliśmy fakturę na umówioną kwotę - mówi pani Magda. Następnego dnia właściciele odebrali jednego ze szczeniaków z lecznicy, ponieważ okazało się, że nie został on zarażony. Z kolei 16 lutego z objawami parwowirozy trafiły pozostałe psy pani Magdy i pana Tomasza: Luna i Balbina. Pan Tomasz wspomina, że lecznica wyceniła leczenie na 400 zł za każdy dzień pobytu. Faktura za dwa kolejne psy miała być dostarczona właścicielom pocztą elektroniczną. Rzeczywiście, tak się stało, ale pan Tomasz dostał wiadomość z fakturą na 17 tysięcy złotych, a w sumie, za wszystkie usługi miał zapłacić 23 tys. zł.

Właściciel psów próbował ustalić, skąd tak astronomiczna kwota za leczenie jego zwierząt. Według pana Tomasza lecznica nie tylko nie wyjaśniła, skąd wzięła się tak duża faktura za leczenie. Właściciele przestali być też informowani o stanie zdrowia Luny i Balbiny. - Nie przekazano nam także karty informacyjnej z leczenia szczeniaków - tłumaczy pan Tomasz w rozmowie z tvn24.pl.

Światło dzienne ujrzały też wiadomości, jakie mężczyzna prowadził z lecznicą ws. zdrowia chorych psów. - Stan Balbiny się pogarsza, ma liczne obrzęki na ciele! (…) Czynności medyczne inne niż podtrzymujące życie są wstrzymane do czasu zapłaty długu i zaliczki na kolejne leczenie. Jest niestety możliwość, że bez tych czynności pies nie przeżyje. Mamy ok. 2-3 godziny - czytamy w treści wiadomości z 21 lutego. Tego samego dnia przyszła też kolejna faktura, na kolejne 5 tysięcy złotych. Łączny rachunek wzrósł już do 28 tysięcy złotych.

Właściciele psów kontra lecznica. Policja bada sprawę

Właściciele mieli dość i poinformowali o tym policję. 24 lutego pan Tomasz pojawił się w lecznicy w towarzystwie policjantów, aby odebrać psy. Jak twierdzi mężczyzna, Luna i Balbina zostały w klinice jako "zabezpieczenie długu". Psy wróciły do właścicieli dopiero 28 lutego.

W karcie informacyjnej z wizyty o psach pana Tomasza można było przeczytać m.in., że są "wylęknione i wychudzone", a "zapach jest odrzucający". Sprawa trafiła do policji w Piasecznie, a pan Tomasz przelał lecznicy za usługi 15 tysięcy złotych.

Co o tej sprawie sądzi lecznica? Jej pełnomocnik, Ksawery Kurski, odpowiedział dziennikarzom TVN. Na pytania nie odpowiedział, tłumacząc się "tajemnicą zawodową" oraz faktem, że lecznica podjęła kroki prawne "na kanwie zarówno procedury karnej, jak i cywilnej". Kurski zwrócił jednak uwagę, że tak wysokie koszty leczenia wynikają m.in. drogiego wyposażenia lecznicy. Pełnomocnik podał konkretne kwoty, jak np. 140 tys. zł za USG czy 130 tys. zł za URG. Aparat do biochemii to z kolei koszt 60 tysięcy złotych. Ponadto Ksawery Kurski zaznaczył, że klient lecznicy musi podpisać dokument potwierdzający, że został poinformowany o "znacznych kosztach leczenia", jeśli przekracza ono 2000 zł.

Sprawą psów pana Tomasza i pani Magdy zajmuje się Wydział do Walki z Przestępczością Gospodarczą i Korupcją Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie, pod nadzorem prokuratury.

CZYTAJ TEŻ: Miał uderzać kotem o ścianę, a potem go spalić. Od tych szczegółów boli głowa

Źródło: tvn24.pl/warszawa

Sonda
Czy masz jakieś zwierzęta domowe?
Bocian wrócił na ukochaną wieś. W Krutyni czekali na niego całą zimę

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki