Strzelanina na Woli

2009-12-30 1:00

Wczoraj w południe gangster urządził polowanie na dwóch kompanów. Biegał za mężczyznami po ulicy Gibalskiego na Woli i strzelał. Obu zranił w nogi. Bandyci milczą i nie chcą wyjaśnić policjantom, co było przyczyną zamachu, którego byli celem.

Policjanci nie mają wątpliwości - wczorajsza strzelanina przed blokiem przy ul. Gibalskiego 17 to przestępcze porachunki.

>>> Kronika kryminalna dla Polski (NA ŻYWO)

Wtorek, godz. 12.10. Przed budynkiem stoją Michał D. (40 l.) i Grzegorz Ś. (33 l.). Obaj są doskonale znani miejscowej policji. Pytani kilka godzin później przez funkcjonariuszy, co robili przed blokiem, nie chcą odpowiedzieć. Śledczy podejrzewają, że czekali na umówione spotkanie lub gdy wyszli na podwórko, wpadli wprost na czekającego na nich zamachowca. Nagle padają strzały. Mężczyźni zaczynają uciekać. Biegną wzdłuż bloku, a strzelec za nimi. Strzela na oślep, jedna z kul trafia w zaparkowanego obok fiacika.

- W sumie w ich kierunku oddał pięć, może sześć strzałów z broni krótkiej. Dwie kule raniły uciekających w nogi - relacjonuje zajmujący się sprawą policjant.

Gdy ścigani mężczyźni ranni padają na ziemię, zamachowiec nie próbuje ich dobić. Odwraca się, wskakuje do czarnego auta z czekającym wewnątrz kompanem i ucieka. - To znak, że nie chciał zabić Michała D. i Grzegorza Ś., tylko zranić. W półświatku to forma ostrzeżenia, przywołania do porządku lub forma zmuszenia, np. do zwrotu długów - tłumaczy oficer.

Kilkanaście minut później obaj ranni mężczyźni są już w drodze do szpitala. Na miejscu pracować zaczynają policyjne ekipy dochodzeniowe. Zbierają łuski i pociski pozostałe po strzelaninie. Przesłuchują okolicznych mieszkańców. Postrzeleni mężczyźni od początku odmówili współpracy z policją.

Śledczy szukają zamachowca oraz jego wspólników.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki