Strzelanina w banku pod Warszawą. Napadł na bank, bo miał chorą żonę

i

Autor: Policja Strzelanina w banku pod Warszawą. Napadł na bank, bo miał chorą żonę

Strzelanina w banku pod Warszawą. Napadł, bo miał chorą żonę

2021-07-26 12:09

To dopiero akcja! 15 lat więzienia grozi 55-letniemu Wojciechowi L. i jego 23-letniemu synowi Piotrowi za napad na bank w Błoniu pod Warszawą. Mężczyźni wparowali do małej placówki z bronią w ręku, sterroryzowali pracownice banku i podłożyli atrapę bomby. Wszystko po to, by zrabować kilka tysięcy złotych na załatanie domowego budżetu.

Do mrożących krew w żyłach wydarzeń doszło pod koniec kwietnia. Do oddziału SKOKu Stefczyka przy ulicy Poniatowskiego w Błoniu wszedł młody mężczyzna, który był rzekomo zainteresowany wzięciem kredytu. Po uzyskaniu informacji wyszedł i wsiadł do zaparkowanego w pobliżu samochodu. Chwilę później do oddziału wszedł drugi mężczyzna z bronią w ręku. Oddał strzał w stronę sufitu i zażądał wypłaty pieniędzy. Wtedy dołączył do niego mężczyzna, który wcześniej pytał o kredyt. Gdy pracownice banku otwierały sejfy, sprawca położył na biurku atrapę bomby.

- Zagroził, że jeśli usłyszy alarm albo syreny policyjnych radiowozów, wysadzi placówkę w powietrze - tłumaczy prok. Aleksandra Skrzyniarz Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Po zrabowaniu kilku tysięcy złotych uciekli do auta. Na miejsce szybko przyjechały służby. Funkcjonariusze ustalili, że bomba jest atrapą i została wykonana m.in. ze starego telefonu komórkowego, dzięki czemu szybciej udało się namierzyć złodziejaszków.

To jednak nie koniec. W czasie ucieczki, jeden z rabusiów groził bronią kierowcy ciężarówki, który zatarasował im drogę i odmówił zjechania z drogi. Wyjaśnieniem sprawy zajęli się policjanci ze specjalistycznej jednostki. Kilka dni później sprawcy napadu zostali zatrzymani. Okazało się, że to 55-letni Wojciech L. i jego 23-letni syn Piotr. W ich mieszkaniu zabezpieczono m.in. myśliwską dubeltówkę, broń pneumatyczną oraz amunicję.

- Mężczyźni zostali oskarżeni o dokonanie rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Piotr L. odpowie też za kierowanie gróźb do mężczyzny, którego samochód blokował oskarżonym drogę ucieczki. Podejrzanym grozi do 15 lat pozbawienia wolności - przekazała prok. Skrzyniarz.

Wojciech L., z zawodu lakiernik samochodowy, przyznał się do winy. Co ciekawe, na napad udał się samochodem swojego klienta. Próbował też bronić swojego syna, który początkowo nie wiedział o planowanym przez niego napadzie. Dopiero później zgodził się, by "stać na czatach". Oskarżony zapewniał, że nikomu nie chciał zrobić krzywdy. Napad miał pomóc w załataniu domowego budżetu, nadszarpniętego przez chorobę żony i wysoki kredyt, który zaciągnął jego starszy syn. Wojciech L. powiedział, że po powrocie do domu spalił ubrania, w których pojechali do banku.

Makabryczny wypadek na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie. Jedna osoba nie żyje

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki