Choć dziś wybiera ciszę i prywatność, Anna Romantowska to prawdziwa gwiazda z dorobkiem, którego nie trzeba reklamować. Szeroka publiczność pokochała ją jako Wiktorię Zarychtę w serialu „Matki, żony i kochanki”, ale jej talent błyszczał także w kinie – m.in. w filmach „Przesłuchanie” i „Statyści”, za które zdobywała Złote Lwy i prestiżowe nominacje do Orłów.
Romantowska nigdy nie musiała walczyć o uwagę
Przez lata związana z Teatrem Studio i Teatrem Narodowym, zawsze wybierała role z charakterem – nie te głośne, ale te, które zostają w pamięci. A do tego ten głos – charakterystyczny, ciepły – który pokochały miliony słuchaczy w słuchowiskach, jak choćby w roli Ani z Zielonego Wzgórza. Romantowska nigdy nie musiała walczyć o uwagę – wystarczy, że jest.
Zobacz: To był prawdziwy hit lat 90! Polki pokochały "Matki, żony i kochanki"
Z Kolbergerem połączyła ją wyjątkowa więź
Jej pierwszym mężem był Krzysztof Kolberger – aktor o nienagannych manierach i głosie, który potrafił stopić nawet najtwardsze serce. Byli razem nie tylko prywatnie, ale i zawodowo – artystyczna para z krwi i kości.
Wyszłam za mąż, bo nie potrafiłam zlekceważyć bliskości, czułości i ciepła, jakie dawał mi Krzysztof
- wspominała. Miłość? Owszem. Ale jak to w życiu bywa, czasem nawet największe talenty nie grają na tej samej fali. Po latach, gdy ich drogi się rozeszły, Anna nie rzuciła się w wir romansów. Czekała. Albo po prostu żyła.
Nie przegap: Krzysztof Koleberger był gejem. Jego żona nie miała pojęcia? Prawda wyszła na jaw dopiero po jego śmierci
Po rozwodzie z Jackiem Bromskim znikneła z mediów
Drugim wielkim mężczyzną w jej życiu był reżyser Jacek Bromski. Inne tempo, inne emocje, inna przestrzeń. Ale i ten związek – choć długo trzymany z dala od mediów – nie przetrwał próby czasu. I tu Romantowska znów pokazała klasę. Bez publicznych żali, bez rozdrapywania ran. Zniknęła z rubryk towarzyskich, ale nie z życia.
Bycie samą nie oznacza bycia samotną. Z życia samej można wiele czerpać – np. siłę, spokój ducha, szczęście
– mówi dziś otwarcie. I trudno się z nią nie zgodzić. Anna Romantowska nie tylko nie boi się samotności – ona ją celebruje:
Ja jestem właściwie kotem domowym. Gdy wymoszczę swój kąt, najchętniej bym się wtedy nie ruszała. Mogę zaszyć się z książką i tygodniami z domu nie wychodzić. Mogę nie prowadzić życia towarzyskiego, mogę gadać na przykład z kotem. Nie nudzę się nigdy ze sobą.
Dziś Anna Romantowska nie musi nikomu nic udowadniać. Nie robi szumu wokół siebie, nie potrzebuje skandali, by mówiło się o niej głośno. A jednak – kiedy raz na jakiś czas udzieli wywiadu, jej słowa trafiają prosto w sedno. Dla wielu kobiet to więcej niż inspiracja – to dowód, że można żyć pełnią, nawet jeśli nie u boku „drugiej połówki”. Bo nie zawsze trzeba być „czyjaś”, żeby być sobą w stu procentach.