Marek Siudym: Konie to moja miłość

2013-01-29 3:00

Marek Siudym przekonuje, że kiedy jest się szczęśliwym, to piękne są i mróz, i deszcz, i mgła... Dobrze jest też mieć jakąś pasję. łatwiej wtedy żyć.

- Dzień bez konia to dzień stracony?

- To już taki rytuał. Jeżdżę co dzień i nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Konie są jak najlepsi przyjaciele.

- Można zatem powiedzieć, że jest pan urodzonym koniarzem?

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W każdym razie konno jeżdżę od dzieciństwa. Zaczęło się chyba wtedy, gdy spędzałem wakacje u swojej rodziny, a tam były konie. Nie pamiętam swoich pierwszych doświadczeń, ale musiały być dobre, skoro ta miłość przetrwała lata. Bo jeżdżę już od ponad 40 lat.

- Zimą też? Nie szkoda... koni?

- Ależ im takie przejażdżki sprawiają co najmniej tyle przyjemności, co i mnie! Pora roku nie ma znaczenia.

- Naprawdę? Właśnie wpadł mi w ręce tekst piosenki kabaretowej, jaką pan kiedyś wykonywał. I śpiewał pan: "Mało co mnie bawi w zimie... Kiedy mróz na rtęć napiera i wypiera niżej zera, już cholera trzęsie mnie...". I co, trzęsie?

- Absolutnie nie. Ta piosenka dostała mi się przed laty, kiedy wraz z kolegami trafiłem do Kabaretu Starszych Panów. Każdy z nas otrzymał propozycję zaprezentowania jakiegoś utworu. Mnie przypadła wówczas ta właśnie piosenka, ale się z nią nie utożsamiam. Bo, kiedy jest się szczęśliwym i kiedy jest dobrze, to wtedy piękne są i mróz, i deszcz, i wiatr, i mgła... Wtedy nie ma złej pogody.

- Dla pana każda jest dobra?

- Staram się, żeby tak było. I myślę, że mi się to udaje. Wciąż jestem aktywny zawodowo, moje życie toczy się wartko. Naprawdę nie ma powodów do narzekania.

- Odnoszę wrażenie, że mało udziela się pan towarzysko, że nie dba pan o pokazywanie się w wielkim świecie?

- A cóż to jest ten wielki świat? Ja wolę robić swoje i spotykać się z tymi, w których towarzystwie dobrze się czuję i którzy dobrze czują się ze mną.

- Ale chyba nie ma pan na myśli tylko koni?

- Oczywiście, że nie. Mam rodzinę, sporo znajomych, przyjaciół. Także tych sprawdzonych, poznanych w biedzie, sprzed wielu lat.

- Jest pan chyba jedynym aktorem, którego koniarska pasja sięgnęła aż tak daleko... Szkolił pan konie, zawodników, bierze pan udział w zawodach jeździeckich. No i jeszcze książka - "Konie według Siudyma". Trzeba się naprawdę nieźle znać na koniach, żeby taką książkę, właściwie podręcznik, napisać...

- To w zasadzie nie jest podręcznik, to rodzaj gawędy o sprawach końskich i ludzkich. Ale ci, którzy się końmi interesują, na pewno mogą tu znaleźć coś dla siebie ciekawego.

- Kiedyś pana miłością był ogier Poranek, na którym zawodnik z Legii Warszawa wielokrotnie zajmował nagradzane miejsca w konkursach Grand Prix, w skokach przez przeszkody. Poranek już nie żyje?

- Niestety. Teraz mam trzy inne konie - dwa do jazdy, a jeden, ponad 25-letni, ma u mnie dożywocie. On jest tylko do rozmów i głaskania.

- Czy to pasja sprawia, że nawet wyjątkowo zimny, szary dzień napawa pana radością?

- Taką pasję - oczywiście nie mam tu na myśli tylko tej swojej - każdy z nas powinien w sobie znaleźć. Takie światełko. To pomaga w życiu. I jestem pewien, że każdy może robić coś, co będzie mu sprawiało szczególną przyjemność.

- Pan ponadto lubi motory, zwłaszcza szybkie?

- Ja w ogóle lubię szybkość i adrenalinę.

- Oby więc jak najdłużej dodawała panu skrzydeł.

- Dziękuję za rozmowę.

Marek Siudym

Znakomity aktor filmowy, teatralny i kabaretowy. Specjalizuje się w rolach komediowych i charakterystycznych. Ale ma na swoim koncie także sporo pierwszoplanowych ról dramatycznych. W 1974 roku ukończył PWST w Warszawie, zadebiutował na deskach Teatru Rozmaitości. Od 1990 roku związany jest z Teatrem Kwadrat. Był woźnicą węglarki w "Misiu", Michałem Fiodorowiczem w "Ubu Król" Szulkina. Przez kilkanaście lat bawił telewidzów w Kabarecie Olgi Lipińskiej, gdzie występował pod własnym nazwiskiem. Od wczesnej młodości jeździ konno, jest zawodowym trenerem jeździectwa.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki