- Trochę musieliśmy poczekać na pani powrót na srebrny ekran. Jakie emocje towarzyszyły pani przy powrocie? Czy z telewizją jest jak z przysłowiową jazdą na rowerze?
- Przyznam, że dopiero, kiedy weszłam do redakcji „Dzień Dobry TVN”, poczułam, jak bardzo mi tego brakowało. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki nie wróciłam do pracy i bardzo się z tego powrotu cieszę. Nie wiem czy porównałabym to do jazdy na rowerze, której się nie zapomina. Myślę, że z telewizją jest po prostu tak, że albo ma się to we krwi, albo nie. Gdy już zacznie się to robić, to po prostu zostaje w DNA.
- Czy dzisiaj, mając za sobą dłuższą przerwę, patrzy Pani na ten świat mediów w inny sposób?
- Zdecydowanie, ponieważ mam teraz w sobie ogromny spokój. Choć obowiązków jest więcej, jestem w stanie wszystko lepiej sobie poukładać, bez nerwowej gonitwy myśli, jest więc w tym chyba jakaś większa dojrzałość, umiejętność pogodzenia wielu ról. Mogę to trochę porównać do procesu nauki. Gdy chodziłam do szkoły, często po przyswojeniu jakiegoś materiału robiłam sobie krótką przerwę. Po dwóch-trzech dniach, wchodził do głowy o wiele łatwiej, bo głowa miała czas, żeby odpocząć. I tym wypadku było podobnie. Całe moje 15-letnie doświadczenie w pracy z kamerą zdążyło mi się w tym czasie jakoś poukładać i pewnie stąd ten spokój, który w sobie teraz mam. Umiem cieszyć się z wyzwań, które przede mną, a jednocześnie mam też przestrzeń, by cieszyć się także życiem rodzinnym.
- Wraca pani do świata, który świetnie zna, telewizji śniadaniowej, ale w nowej roli, bo tym razem tworzy pani własne reportaże. Tym razem to pani decyduje, co i jak chce opowiedzieć widzom.
- To prawda, nigdy wcześniej nie miałam okazji tworzyć takich materiałów, więc to jest dla mnie coś nowego. To ciekawe doświadczenie, bo sądziłam, że po tylu latach w telewizji niewiele mnie już może zaskoczyć, ten powrót wnosi się też sporo świeżości. Jest we mnie dużo ciekawości i radości. Już myślę nad tematami kolejnych reportaży i przyznam, że sprawia mi to dużą przyjemność.
- Wśród tematów, które będzie pani poruszać, będą także te dotyczące rodzicielstwa, wokół którego krąży też wiele przekłamań, mitów i półprawd. Czy dziś, w dobie zalewu niesprawdzonych informacji, rzetelne materiały są, pani zdaniem, potrzebniejsze niż kiedyś?
- Myślę, że tak, ale też prawdą jest, że każdy ma inny sposób na rodzicielstwo i każdy znajdzie jakieś rozwiązania dla siebie, dlatego z dziennikarskiego punktu widzenia stawiam raczej na przedstawianie różnych opcji i historii, a widz wyciągnie z nich dla siebie to, czego potrzebuje. Jeżeli chodzi o moje podejście do macierzyństwa, to nie jestem zwolenniczką wychowywania w oparciu o zakazy czy trzymania z dala od potencjalnych zagrożeń, jak np. Internet czy konsola lub telewizja. Po prostu robimy takie rzeczy razem, więc pozwalam na różne rzeczy, ale kontroluję i towarzyszę. Czym innym jednak jest moja osobiste podejście do macierzyństwa, a czym innym moja perspektywa jako dziennikarki. Staram się te dwie przestrzenie, prywatną i zawodową, rozgraniczyć. Nie chcę tworzyć treści poradniczych, a jedynie naświetlać różne punkty widzenia i historie konkretnych osób. Na tym zresztą, moim zdaniem, polega praca dziennikarza – tu nie chodzi o to, aby samemu błyszczeć, ale jak najlepiej ukazać to, co chce przekazać nasz rozmówca.
- Poruszyła pani kwestię własnych doświadczeń rodzicielskich. Niedawno została pani mamą po raz drugi. Czy ma pani poczucie, że za drugim razem macierzyństwo smakuje inaczej?
- Zdecydowanie, choćby dlatego, że jest więcej rzeczy do pogodzenia. Kiedy ma się tylko jedno dziecko, cała uwaga skupia się na nim i na jego potrzebach, a w momencie, gdy pojawia się drugie, to musimy uwzględniać już nie tylko potrzeby obojga, ale także to, jaką dzieci będą miały relację ze sobą. Tu już trzeba swoje myśli i uwagę podzielić. Inną kwestią jest samo podejście do wychowania. Niektórzy mówią, że przy drugim dziecku nie drży się już tak z obaw, jak przy pierwszym, ale w moim przypadku tak nie jest, więc nie mogę powiedzieć, że, kiedy Laurka się choćby przewróci, reaguję inaczej niż wtedy, kiedy przewracał się Enzo. Tu moje podejście wciąż jest takie samo.
- Poziom trudności, jeśli chodzi domową logistykę, z pewnością jednak wzrasta?
- I tak, i nie! Obiecałam sobie kiedyś, że nie będę nigdy obarczała synka opieką nad rodzeństwem, bo znam historie wielu znajomych, którzy w dzieciństwie byli do tego zmuszeni i nie wspominają tego najlepiej. Enzo jednak sam się do tego bardzo garnie i nie mógł się doczekać, kiedy weźmie w końcu siostrzyczkę na ręce czy po prostu przytuli, więc bardzo się cieszy, kiedy może w jakiś sposób asystować np. przy przewijaniu. Pod względem psychicznym jest więc pewnie o tyle trudniej, że trzeba pilnować, by wszystko wyważyć, żadne z dzieci nie czuło się pominięte czy zazdrosne, ale z perspektywy czysto organizacyjnej myślę, że może być nawet łatwiej!
- Czy jest coś, czego macierzyństwo panią nauczyło?
- Wielu rzeczy. Na pewno tego, że dopóki nie urodzi się dziecko, człowiek nie wie, co to jest miłość, ale także tego, że nie ma rzeczy, której nie da się dobrze zorganizować, nie ma obowiązków, których nie da się upchnąć do kalendarza i można pogodzić rzeczy, które wcześniej wydawały się nie do pogodzenia. Macierzyństwo nauczyło mnie też, że w życiu najważniejsza jest rodzina. Jednocześnie uważam, że dobra mama, to spełniona mama, więc jeśli kobieta czuje, że potrzebuje także wyjść z domu czy zrobić coś dla siebie, to na to również powinna być przestrzeń. Niemniej jednak, jeśli mamy listę priorytetów, to – przynajmniej dla mnie – na pierwszy miejscu jest dom.
Emisja w TV:
"Dzień Dobry TVN", pon-ndz., godz. 7.45 w TVN