Obok Ewy Szykulskiej nikt nie przeszedł obojętnie. Sama wspomina sytuacje, gdy wciąż była zaczepiana na ulicy przez mężczyzn oczarowanych jej urodą. Jednak znajdowali się zawistnicy, którzy dawali upust swojej zazdrości.
- Kiedyś zdarzało się, że ktoś na mnie napluł. Innym razem ktoś wyznawał mi miłość lub mówił, że mnie nie nienawidzi. Pamiętam, że kiedyś też ktoś mi zwrócił uwagę w autobusie, że mam zbyt szeroko rozcięty dekolt w sukience. Fakt, że byłam w miarę zgrabną i efektowną dupeczką, nie sprawiał, że wszyscy traktowali mnie sympatycznie. Przeszłam w życiu różne etapy - wspomina Szykulska w wywiadzie dla "Plejady".
Aktorka nie miała również łatwego życia z powodu swojego głosu.
- Pierwszy raz dano mi odczuć, że coś jest z nim nie tak podczas egzaminów do szkoły teatralnej. Wysłano mnie do foniatry, ale ten stwierdził, że jestem zdrowa. Dostałam rolę w pierwszym większym filmie, zagrałam w nim, a potem okazało się, że ktoś innym mnie udźwiękowił. Na ekranie była moja twarz, a kwestie wypowiadał ktoś inny. To było dla mnie straszne przeżycie! Nikt mnie o tym wcześniej nie poinformował. Czułam się niepełną aktorką. Ktoś zabrał kawałek mnie. Dopiero gdy poznałam Kondratiuków, oni wytłumaczyli mi, że mój głos to wielki atut -dodała.
Jednak wkrótce okazało się, że jej głos to wielki atut, a w połączeniu z urodą tworzą wyjątkową całość.
Postawiła na miłość
Mimo, że Szykulska mogła przebierać w mężczyznach, ona wolała być stała w uczuciach. A kręcąc teledyski do piosenek Skaldów „Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał” (1968), czy „Prześliczna wiolonczelistka” (1969) miała ich pod dostatkiem. Tam właśnie też poznała swojego pierwszego męża.
- Pamiętam, jak mknęłam motorówką przez fale. Był cudowny klimat. Wiedziałam, że skończy się to zauroczeniem. No i tak się stało. Podczas zdjęć zawiązała się między nami bliższa więź. I odbiło mi troszeczkę... Budowaliśmy zamki z piasku, było miło... - mówiła aktorka o Januszu Kondratiuku w rozmowie z "Super Expressem".
Jako mężatka, Ewa spełniała się również na polu zawodowym. Grała w teatrze i filmach takich jak: Hydrozagadka, Samochodzik i templariusze, Dziewczyny do wzięcia, Kariera Nikodema Dyzmy, Vabank, czy Jan Serce. Jednak małżeństwo z Januszem nie trwało długo. Na szczęście na swojej drodze spotkała wyjątkowego mężczyznę. Ich spotkanie było całkiem przypadkowe. Gdy popsuł się jej samochód, w poszukiwaniu części dotarła do samego dyrektora Polmozbytu, czyli Zbigniewa Perneja, który nie ukrywa, że długo musiał zabiegać o jej względy. Ostatecznie to Ewa mu się oświadczyła i do dzisiaj tworzą udane małżeństwo. Jednak aktorka coraz częściej zaczyna dotrzegać, że czas przepływa jej przez palce.
CZYTAJ: Ewa Szykulska poważnie myśli o przyszłości: Wybuduje sobie dom spokojnej starości!
Zostanie sama na starość?
- Oczka marnie widzą, nóżki marnie chodzą, kostki skrzypią, a mnie ciągle się wydaje, że jestem znacznie młodsza, niż wskazuje na to PESEL. I pewnie żyłabym dalej w takim przekonaniu, gdyby nie otaczający mnie ludzie, którzy wrzucają mnie do grupy pod tytułem "stara". Aktorki dzielą się na młode amantki, walczące trzydziestki, ryczące pięćdziesiątki i powoli wyciszające się sześćdziesiątki. Nigdy nie wierzyłam w swoją dojrzałość, żeby nie powiedzieć starość. Ale teraz, bombardowana przez media i pojedyncze osoby, zaczynam tracić uśmiech. To smutne - wyznaje aktorka w rozmowie z "Plejadą".
Szykulska nie ma dzieci i to właśnie zaczyna spędzać jej sen z powiek. Kiedyś, gdy odnosiła sukcesy i korzystała z życia, nie myślała o tym. Jednak teraz, gdy robi się coraz starsza, perspektywa samotności coraz bardziej ją przygniata.
- Bardzo długo byłam szczęśliwą osobą, a potem biologia powodowała odchodzenie moich najbliższych. I nie dotyczy to tylko rodziców. Cały czas mam przed oczami obrazy naprawdę traumatycznych przeżyć. Staram się jednak uśmiechać, bo wiem, że byłam tym osobom potrzebna i dzięki mnie mieli trochę lżej. To nie było łatwe. Czasem, wracając do domu, zamykałam szyby w samochodzie i darłam się jak zarzynane zwierzątko, żeby wypluć z siebie wszystkie negatywne emocje. Kiedyś wymyśliłam, że, razem z kilkoma innymi bezdzietnymi małżeństwami, zbuduję przystań spokojnej starości. Wszystko dlatego, że pojawiają się u mnie lęki, które miała moja mama. Ona miała przynajmniej mnie, chociaż i tak umarła w samotności. (..) U mnie wszystko dzieje się za szybko. Za szybko też zaczęłam myśleć o odchodzeniu -dodaje.

i