
To Danuta Martyniuk, mama Daniela, jest – jak przyznaje sam syn – tą bardziej impulsywną i gotową do szybkiej reakcji.
Mama jest raczej bardziej taka porywcza od razu, taka... no, taka bardziej atakująca
– tłumaczy. A kto śledził medialne wypowiedzi pani Danuty, ten wie, że syn nie przesadza.
Z Zenkiem z kolei relacje były ciepłe, choć nieco zdystansowane. Ojciec często wyjeżdżał na koncerty, zostawiając młodego Daniela z mamą.
Tato nie jest taki podróżnik. Woli na spokojnie. Może przez to, że całe życie w trasie?
– zastanawia się. Ale wspomnienia wspólnych wyjazdów – choćby do Grecji – wciąż są żywe i pełne dziecięcego entuzjazmu. Mimo że z Akropolu ostatecznie niewiele wyszło, liczyło się to, że był u boku ojca.
Zobacz też: Zenek Martyniuk: "Dziecku się zawsze wybacza". Spędził dzień z synem i potwierdza zgodę!
Daniel Martyniuk opowiedział, jak został wychowany
Daniel nie ukrywa też, że wychowanie w domu Martyniuków było dość łagodne.
Nie dostawałem porządnych kar. Pokrzyczeli trochę i tyle
– mówi. A gdy czegoś bardzo chciał, najczęściej udawało się to załatwić – jak choćby kolczyk w uchu, który miał już w wieku siedmiu lat.
Mimo młodzieńczych wybryków, imprez w gimnazjum i licznych potknięć w dorosłości, dziś Daniel wydaje się bardziej świadomy. Przyznaje, że był spokojnym dzieckiem, ale gdy ktoś go zdenerwował – potrafił pierwszy ruszyć do bójki.
Uważam, że się dobrze biłem
– dodaje z rozbrajającą szczerością. I z dumą wspomina, że kilka lat trenował boks. Wcześniej zaś jego pasją było, o dziwo... modelarstwo.
Nie przegap: Daniel Martyniuk wyraźnie się wyciszył. Czeka na dziecko i... wspomina stare czasy
Daniel ma w sobie więcej ze spokoju ojca, niż porywczości mamy?
Dziś zaskakuje nie tylko refleksją, ale też dystansem do siebie i przeszłości. Chwali się cierpliwością, zamiłowaniem do modelarstwa, a nawet... marzeniami o zbudowaniu własnego jachtu. Jak mówi, potrafi hipnotycznie składać zestawy z LEGO i wciąż marzy o powrocie na morze. Bo nadal drzemie w nim marynarz.
Czy to tylko chwilowa stabilizacja? Trudno powiedzieć. Ale jedno jest pewne – Daniel Martyniuk coraz częściej przypomina bardziej swojego tatę niż okładkowe demony sprzed kilku lat. A jeśli rzeczywiście porywczość odziedziczył po mamie, to może właśnie teraz nadszedł czas, by na dobre uruchomić w sobie tę drugą – spokojną – stronę rodziny Martyniuków.