
Spis treści
- Wojciech Kopeć wygrał maraton w Korei Północnej
- Pandemia pokrzyżowała plany maratończyka
- Korea Północna oczami Polaka. "Zero śmieci"
- Z nimi w Korei zdjęcia sobie nie zrobisz
- Jak się biega w Korei Północnej? Jedna przewaga nad imprezami w Polsce
- Polak najlepszy w Korei Północnej
- Zwycięstwo pomimo kontuzji
- Biegał w ponad stu krajach. Tam imprezy są najlepsze
- Marzeniem bieg na Grenlandii. Barierą są pieniądze
- Jakie będą kolejne biegi?
Wojciech Kopeć wygrał maraton w Korei Północnej
Korea Północna to zamknięty kraj, będący totalitarną dyktaturą. Niektórzy boją się tam jeździć, a obywatele Korei nie mogą swobodnie opuścić ojczyzny. Niektórym jednak udaje się dostać do tego odległego, azjatyckiego państwa. Wśród nich jest Wojciech Kopeć, maratończyk z gminy Olsztynek w woj. warmińsko-mazurskim. W rozmowie z "Super Expressem" podzielił się swoimi wrażeniami na temat pobytu w tym - egzotycznym dla przeciętnego turysty - miejscu. Jak się okazuje, pan Wojciech już dawno miał w planach start w Korei Północnej.
Pandemia pokrzyżowała plany maratończyka
- Pomysł na maraton w Korei Północnej pojawił się pomysł 6 lat temu, jeszcze przed pandemią - mówi Wojciech Kopeć. Zachęcił go do startu inny biegacz. - Lubię wyzwania, lubię podróżować i zwiedzać nietypowe miejsca, a jeszcze bardziej kocham maratony. Zapragnąłem tam być i pobiec, zobaczyć to państwo na własne oczy i przeżyć to na swój sposób - opowiada nam pan Wojciech.
Korea Północna oczami Polaka. "Zero śmieci"
Korea Północna nie jest krajem powszechnie dostępnym. Europejczycy wiedzą o nim tyle, ile dowiedzą się z relacji innych turystów. Jak ten azjatycki kraj ocenia pan Wojciech?
Spodziewałem się biedy oraz jednego wieżowca w centrum, jakiegoś placu, kilku posągów oraz może kilku mniejszych budynków, a okazało się że stolica to ogromne miasto, z wieloma wielkimi wieżowcami po 50-60 pięter i więcej.
- opowiada w rozmowie z "Super Expressem" Wojciech Kopeć.
Maratończyk zwrócił uwagę na czystość Pjongjangu, stolicy kraju.
Bardzo zadbane miasto, zero śmieci, dosłownie żadnego śmiecia nie widziałem przez cały pobyt, wszystkie budynki odrestaurowane, bardzo ładne chodniki i bardzo dużo dróg rowerowych, może trochę przestarzałe tramwaje, autobusy i metro, ale każda stacja metra odbudowana i piękna. Stolica jest naprawdę wielka i wygląda niesamowicie, wielkie stadiony, bo przecież to właśnie w Korei Północnej jest obiekt na aż 150 tysięcy miejsc.
- wspomina pan Wojciech. Ogromne wrażenie zrobiło na nim tamtejsze muzeum narodowe.
Lekkoatleta był też na prowincji koreańskiego państwa i tam było już widać - jak to określił - "biedę , smutek i śmieci". Nasz rozmówca poznał też kilku Koreańczyków. - Są dobrymi ludźmi, zaopiekowali się nami znakomicie, pokazali nam wszystko, co mogą - mówi.
Z nimi w Korei zdjęcia sobie nie zrobisz
Czy biegacz czuł się obserwowany? Czy mógł swobodnie poruszać się po Korei? - Mogliśmy robić zdjęcia i filmy praktycznie wszędzie z zachowaniem pewnych zasad. Jeżeli robimy zdjęcie posągów władców, muszą być pokazani w całości - wyjaśnia Wojciech Kopeć i dodaje, że nie można było robić zdjęć obiektom wojskowym oraz samym wojskowym. Jeśli chciano sobie zrobić zdjęcie z Koreańczykiem, należało zapytać go o zgodę.
Jak się biega w Korei Północnej? Jedna przewaga nad imprezami w Polsce
Jak nasz rozmówca ocenia poziom organizacyjny maratonu w Korei Północnej?
Jeżeli chodzi o całą organizację to wypada bardzo dobrze. Powiem więcej, pod wieloma względami lepiej niż polskie imprezy. Wiadomo, poziom organizacji w Korei to nie są najlepsze maratony na świecie, ale z drugiej strony nie jest to też taka duża impreza, ponieważ nie każdy może przyjechać, a kraj jest zupełnie zamknięty dla turystów czy biegaczy z niektórych krajów.
Pan Wojciech zwrócił uwagę na jedną rzecz, w której koreański maraton góruje nad polskimi zawodami tego typu. - W mojej ocenie bardzo ważny jest aspekt otoczki biegania - liczba kibiców na stracie oraz na mecie. Na stadionie było ich tam około 40 tysięcy - wspomina nasz rozmówca. I dodaje, że pod względem takich aspektów jak przygotowanie trasy, nawodnienia czy rozstawienia punktów kontrolnych, przygotowanie w Korei Północnej zrobione było "po profesorsku". - Oprawa startu i dekoracji też w mojej ocenie była iście olimpijska, więc to robiło wrażenie, tego u nas nie spotkamy - uważa Wojciech Kopeć.
Polak najlepszy w Korei Północnej
Nasz rozmówca okazał się być najlepszy w kategorii amatorskiej z czasem 2 godziny, 30 minut i 39 sekund.
Nie sądziłem, że tak szybko pobiegnę w tym maratonie, ponieważ przez ostatnie 4 tygodnie byłem bardzo zmęczony po trzymiesięcznych podróżach po świecie oraz po dziewięciu maratonach, które zrobiłem w tym okresie, w różnych warunkach i w różnych krajach, organizm to odczuł.
- wspomina Wojciech Kopeć.
Zwycięstwo pomimo kontuzji
Pojawiły się nawet problemy ze zdrowiem. - Musiałem kilka dni odpuścić, ponieważ na jednym z treningów złapałem lekką kontuzję, co uniemożliwiło mi bieganie szybkich odcinków, dlatego skupiłem się na lekkich rozbieganiach i biegałem bardzo wolno, więc myślałem że jak przebiegnę poniżej 2:40 to będzie sukces, ale doświadczenie, talent oraz to, że nigdy nie odpuszczam zwyciężyło i uzyskałem najlepszy czas w tym roku i minimalnie zabrakło do złamania granicy 2:30.
Wojciech Kopeć ocenia trasę maratonu w Pjongjangu jako trudną. - Było naprawdę sporo porządnych, ostrych i zarazem długich podbiegów. Również nie pomagał zimny wiatr, ale pogoda w mojej ocenie dopisała, bo biegło się naprawdę dobrze w temperaturze około 4 stopnie na starcie i około 10 na mecie, na to nie można narzekać - ocenia nasz rozmówca. I dodaje, że w momencie, gdy biegł wspólnie z elitą kobiet, znalazł się nawet w oku koreańskiej kamery telewizyjnej.
Biegał w ponad stu krajach. Tam imprezy są najlepsze
Korea Północna była 105. krajem na liście biegowych celów naszego rozmówcy. Jak daleki, azjatycki kraj plasuje się na tle innych? - Jeżeli chodzi o organizację biegów najlepsze w mojej ocenie biegi są w USA, bo jest tam znakomita atmosfera, a Amerykanie mają w sobie kulturę biegania - ocenia Wojciech Kopeć. Korea Północna zaskoczyła go pozytywnie, szczególnie pod względem liczby kibiców.
Maratończyk zwraca uwagę na słabą organizację biegów w niektórych krajach południowo-wschodniej Azji, ale również - jak to określił - "małych wysepkach". - Często jest tak, że po trasie jeżdżą samochody lub motory. Bywa śmiesznie i niebezpiecznie.
Marzeniem bieg na Grenlandii. Barierą są pieniądze
Jakie miejsca są na liście marzeń pana Wojciecha? Wymienia on Syrię, Irak, Afganistan, Turkmenistan oraz... Antarktydę i Grenlandię. Problemem w realizowaniu tych planów są jednak pieniądze.
Wszystkie moje podróże i biegi opłacam z własnej kieszeni, a jednak podczas tych biegów zdobywam miejsca na podium, często je wygrywam, więc reprezentuję tam Polskę, a co za tym idzie też Polaków, a przede wszystkim mój region, czyli woj. warmińsko mazurskie.
Jak wielu sportowców, pan Wojciech musi liczyć na wsparcie sponsorów lub samorządów. - Przez 22 lata miałem tylko jedno stypendium od marszałka oraz coroczne wsparcie burmistrza miasta Olsztynka, a przecież reklamuje i promuje sport na całym świecie przez tyle lat, zdobywając po drodze kilka medali mistrzostw Polski, medal mistrzostw Europy oraz 3 lata temu pobiłem rekord Polski na 50 km na stadionie. Niestety nie mogę się doprosić żadnego wsparcia w żadnej postaci. Oczywiście mam małych sponsorów, którzy mi pomagają i wspierają w tym, co robię z dobrej woli i za do dziękuję, ale to przy moich wydatkach na sport i reklamę naszego państwa na arenie międzynarodowej jest kropla w morzu potrzeb.
Jakie będą kolejne biegi?
Finanse mocno też wpływają na plany startowe pana Wojciecha na dalszą część roku. - Nie mam obecnie żadnych planów, ponieważ skończyłem na ten rok zaplanowane wszystkie wyjazdy jakie miałem, znacznie nadwyrężyłem budżet który miałem zaplanowany - zdradza Wojciech Kopeć i przyznaje, że musi znaleźć sponsora, który wesprze finansowo jego dalsze bieganie.
CZYTAJ TEŻ: Kim Dzong Un reklamuje wakacje w Korei Północnej! "Rosjanki w bikini"
Polecany artykuł: