Wodzisław Śląski. Mąż pani Małgorzaty zmarł ratując dobytek. Urzędnicy dobrze znali problem

i

Autor: pixabay.com/Zdjęcie ilustracyjne Wodzisław Śląski. Mąż pani Małgorzaty zmarł ratując dobytek. Urzędnicy dobrze znali problem

Śląskie. Umarł walcząc z powodzią we własnej piwnicy. Winni urzędnicy?

2020-10-01 6:45

Dramat pani Małgorzaty. W czerwcu mąż 70-latki z Wodzisławia Śląskiego zmarł ratując dobytek przed wodą wdzierającą się do piwnicy ich domu. Małżeństwo od dłuższego czasu informowało urzędników, że podczas intensywnie padającego deszczu może dojść do zalania. Taka sytuacja powtarzała się od 9 lat. Niestety, nikt nic nie zrobił.

O sprawie informuje lokalny serwis Nowiny.pl. 26 czerwca nad Wodzisławiem Śląskim przeszła potężna ulewa. Pan Andrzej i jego żona mieli się już kłaść w sypialni, kiedy zauważyli coś niepokojącego. - Mąż jeszcze zerknął przez okno. Zauważył, że coś się dzieje u sąsiadów w piwnicy. Spojrzał w dół i zauważył jak woda wlewa się do naszej piwnicy - mówi pani Małgorzata w rozmowie z "Nowinami". Małżeństwo udało się na dół. Pan Andrzej włączył urządzenie, które miało wypompować wodę z piwnicy. To jednak nic nie dało. Pani Małgorzata zadzwoniła na straż pożarną. Kiedy skończyła rozmawiać, jej mąż leżał nieprzytomny pod piecem. Kobieta próbowała go reanimować, ale mężczyzna zmarł na jej rękach. Przyczyną był zawał. Mąż pani Małgosi był słabego zdrowia, chorował na pylicę.

To nie pierwszy raz, kiedy piwnica w ich domu była zalana. Sytuacja powtarza się od dziewięciu lat. – Kiedy przebudowywano ulicę Chrobrego, zniszczono kanały przeciwpowodziowe. Cały opad deszczu, który spływa z ul. Curie-Skłodowskiej i ul. Kosynierów został podłączony do odwodnienia naszej drogi, gdzie przekrój rur wynosi fi 400. Na domiar złego przepust pod drogą został zwężony do fi 200. Rury nie są w stanie odprowadzić dużej ilości wody, która wybija gejzerami na metr do góry – wyjaśnia żona pana Andrzeja.

Małżeństwo interweniowało u urzędników. Wysyłali pisma do urzędu miasta, wojewody, starosty. Skargi przyjmowano. Przeprowadzono nawet wizję w terenie, ale nic się nie zmieniło. - Cały czas tylko wszyscy powtarzają, że to normalne, że woda leci z góry do dołu – mówi zrozpaczona kobieta. Magdalena Spandel ze Starostwa Powiatowego w Wodzisławiu Śl. twierdzi, że problem był wielokrotnie analizowany.

- Problem pojawia się w przypadku bardzo silnych opadów i nawałnic z powodu dużego napływu wód w najniższy punkt, gdzie zlokalizowana jest posesja pani Sołtysek. Są to jednak wody, które spływają z dróg gminnych, dróg wewnętrznych i prywatnych, jak również terenów przyległych do posesji z uwagi na ukształtowanie terenu - mówi rzeczniczka starosty. Dodaje, że "nie ma mowy o zniszczeniu podczas przebudowy drogi kanałów przeciwpowodziowych, ponieważ w pasie drogowym takie urządzenia nie były zlokalizowane". Pracownicy PZD dokonali analizy odwodnienia drogi ul. Chrobrego. Stwierdzono, że kanalizacja jest mocno zanieczyszczona. Jeden z mieszkańców miał poinformować starostwo, że "wylot do rzeki wraz z kilkumetrowym odcinkiem rury odpływowej został uszkodzony i odbudowany o zdecydowanie mniejszej średnicy podczas budowy kanalizacji sanitarnej około 10 lat temu". I stąd pojawił się problem.

Sprawą zajęły się "Wydarzenia". Urzędnicy zobowiązali się, że zajmą się problemem. Kanalizacja ma być zbadana kamerą, wąskie rury zostaną wymienione. Jednak życia panu Andrzejowi to nie zwróci, a dopóki nic się nie zmieni, jego małżonka będzie musiała sama się przeciwstawić ewentualnemu podtopieniu.

Pani Małgorzata spędziła z mężem wspólnie aż 48,5 roku życia. Za półtora roku mieli obchodzić jubileusz 50-lecia ślubu. We wrześniu chcieli jechać na wakacje, które wcześniej przełożyli z powodu epidemii koronawirusa. Niestety, śmierć odebrała pani Małgorzacie ukochanego męża, radość życia i pokrzyżowała wszelkie plany.

Otwarcie Centrum Przesiadkowego Sądowa w Katowicach

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki