„Idź na całość” było uzależniające! Zygmunt Chajzer wspomina najpopularniejszy teleturniej lat 90.

7 września 1997 r. Polsat po raz pierwszy wyemitował program, który w mgnieniu oka zamienił niedzielne wieczory w polskich domach w małe areny decyzyjnych emocji. „Idź na całość” było proste jak troje drzwi, a jednocześnie niebezpiecznie wciągające: ryzyko kontra rozsądek, pokusa kontra bezpieczna nagroda. Do tego barwna scenografia, żywiołowa publiczność i on, bohater wieczoru – Zonk.

Fenomen "Idź na całość"

Format uderzał dokładnie w nasze codzienne dylematy. Jedno „otwierasz czy zostajesz?” potrafiło w kilka sekund zbudować dramaturgię większą niż niejeden serial. Reguły były jasne, ale konsekwencje – już nie. Widz szybko rozumiał reguły, ale wynik pozostawał tajemnicą. Dzięki temu telewizor przestawał być tylko ekranem. W domu uczestniczyło się w grze – podpowiadało, dyskutowało, przeżywało. To był rodzinny test odwagi i rozsądku, a ból przegranej łagodziła maskotka.

Jak wspomina Zygmunt Chajzer (71 l.) w rozmowie z Super Expressem, Zonk to twarz „Idź na całość”. Prowadzący zdradza również, że z okazji powrotu programu maskotka lekko się zmieniła – „troszkę wyprzystojniała”. Co ciekawe, Zonk potrafił cieszyć nawet tych, którzy przegrywali.

Nawet jak ktoś wygrywał Zonka, to też się cieszył… Zonk był pamiątką, dla dzieci - idealny. I nie trzeba było płacić od niego podatków ani ubezpieczenia

 – żartuje prowadzący. Znak porażki stał się więc symbolem luzu i dystansu. To właśnie ten paradoks dobrze tłumaczy lekkość programu.

Paradoks Zonka polegał na tym, że uczył miękkiego lądowania. Przegrana nie musiała być katastrofą – mogła zostać pamiątką, żartem, anegdotą powtarzaną latami.

Zobacz: Chazjer wróci do "Idź na całość" razem z Zonkiem?! Przypominamy dziwne nagrody

Gospodarz, publiczność, nagrody

Scenografia jest kolorowa, pastelowa, żywa. Widownia się przebiera – Wikingowie, Koła Gospodyń…

– wylicza Chajzer zalety tego telewizyjnego jarmarku radości. Na planie panuje rytm atrakcji: krótkie scenki, przekomarzanki, gesty do publiczności, które rozładowują napięcie między kolejnymi decyzjami „biorę czy ryzykuję”.

To z widowni rodził i rodzi się żywioł – spontaniczne chóry doradców, które brzmiały w „dużych pokojach” całej Polski, dziś zabrzmią w naszych „salonach”. 

Super Express Google News

Kontrast marzeń z końcówki lat 90. i współczesności świetnie widać na liście nagród. Szczytem luksusu była wycieczka do Tunezji… wcześniej bywały też sprzęty kuchenne

– wspomina prowadzący. Dziś brzmi to skromnie, bo „nagrody są fantastyczne” – dalekie podróże (Malediwy, Seszele, Meksyk), sztabki złota i gotówka. Zmieniły się budżety i marzenia. Rdzeń pozostał ten sam – radość z wygranej i emocje wyboru.

Za sterami zawsze stał gospodarz z idealnym wyczuciem pauzy i temperatury widowni. Co ciekawe powrót programu niekoniecznie musiał oznaczać powrót prowadzącego.

Casting był tajemnicą… nawet ja byłem castingowany

 – śmieje się Chajzer. Po chwili dodaje:

Pracowaliśmy ciężko, uczciwie i długo, a gdy zakończyliśmy zdjęcia, obudziłem się i mówię: jak to, dziś nie jedziemy na plan?

Telewizja daje adrenalinę. Kiedy milknie – zostaje cisza większa niż studio.

Zobacz też: Oj, Zigi, Zigi... Zygmunt Chajzer poszedł na całość nad morzem. Piwko, śledzik i fale

Niedzielny rytuał Polaków

„Idź na całość” wrosło przed laty w tygodniowy rytm Polaków jak rodzinny obiad. O ustalonej porze gasło światło w kuchni, a w salonie zapalały się emocje. Współdecydowało się głośno, przekrzykiwało, wymyślało „znaki”, że jednak trzeba otworzyć inne drzwi. Ten teleturniej nie tylko się oglądało – on był współtworzony przez widzów: gestami, okrzykami i drobnymi, domowymi rytuałami na szczęście.

Pamiętamy nie tylko wielkie wygrane, ale i spektakularne „pudła”, o których dziś opowiada się z uśmiechem. Zasada była prosta, lecz każdy wybór – nieodwracalny. Działał efekt „prawie-wygranej”, pauzy prowadzącego ważyły więcej niż słowa, a publiczność była barometrem nastrojów. Pytanie „zostajesz czy ryzykujesz?” zamieniało studia w stadion na decydującą minutę meczu. „Idź na całość” uruchamiało coś więcej niż instynkt gracza – rozgrywało codzienny konflikt między rozsądkiem a odwagą. I robiło to z wdziękiem, który nie upokarzał przegranego.

Kto oglądał – ten słyszy do dziś: odgłos otwieranych drzwi, fanfary sygnalizujące zwrot akcji, miękkie pauzy prowadzącego. Dźwięk był suflerem emocji – uczył, kiedy skupić uwagę, a kiedy wziąć oddech. Z kolorami scenografii tworzył świat totalnego zanurzenia: telewizyjny „park rozrywki”, w którym biletem wstępu była decyzja. Po programie zostały słowa i gesty, które nie wymagają objaśnień. Wystarczy powiedzieć „Zonk”, by zobaczyć w wyobraźni trzy drzwi, uśmiech widowni i ten ostatni wybór. Czy teraz też tak będzie?

Oglądajcie, sprawdźcie, porównajcie… Wasze dzieci być może nie wiedzą, co to jest Zonk – trzeba im wyjaśnić

 – zachęca Zygmunt Chajzer. Bo program wraca - tym razem na antenę TTV. 

Publiczność bywa dziś bardziej wymagająca, tempo szybsze, budżety większe – ale rdzeń pozostaje ten sam: człowiek kontra decyzja. Obok stoi nieco przystojniejszy Zonk i przypomina, że porażka bywa tylko inną drogą do dobrej historii. Bo jeśli mierzyć siłę programu liczbą wspomnień, to jedna z najtrwalszych marek polskiej telewizji.

Zygmunt Chajzer i Robert Motyka zdradzają szczegóły "Idź na całość". Będzie się działo!
QUIZ. Telewizyjne hity lat 90. TVP, Polsat, TVN. Dopasuj program do stacji. Randka w ciemno, Idź na całość, Śmiechu warte
Pytanie 1 z 18
Program "Randka w ciemno" emitowany był w telewizji:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki