Od śmierci Katarzyny Sobczyk minęło już niemal 15 lat. Piosenkarka była jedną z największych gwiazd lat 60. Śpiewała skoczne, bigbitowe piosenki, ale jej życie dalekie było od radosnego. Na łożu śmierci udzieliła wywiadu, w którym wyznała wszystkie grzechy młodości. Przyznała się do aborcji i porzucenia synka. Zastrzegła, że rozmowa może ukazać się dopiero siedem lat po jej pogrzebie.
Chciałabym już być w raju i mieć odpuszczone wszystkie grzechy. Czuję jednak, że zanim uzyskam wybaczenie, minie dużo czasu
- powiedziała Katarzyna Sobczyk w rozmowie z Januszem Kopciem dla polonijnej gazety internetowej "Meritum". Wywiad był spowiedzią z całego jej życia, które w młodości wyobrażała sobie jako barwne i ekscytujące. Niestety, szybko nabrało ono ciemnych barw.
Sobczyk nie rozpoznała własnej mamy
Katarzyna Sobczyk urodziła się 1945 roku na Podkarpaciu, ale jej rodzina szybko przeniosła się na Pomorze. Jej tata był tzw. złotą rączką, naprawiał m.in. instrumenty muzyczne. W domu się nie przelewało. Gdy Kasia (wtedy jeszcze Kazimiera) miała 8 lat, rodzice wyjechali na Ziemie Odzyskane. Córkę zostawili u bliskiej rodziny. Niestety, rozłąka trwała aż 1,5 roku. Za długo. Dla małej dziewczynka to była wieczność. Gdy mama po nią wróciła, nie rozpoznała jej. Musiała się do niej przyzwyczaić. Trauma miała wpływ na całe jej życie. Po latach zrobiła to samo, co jej rodzice.
Kazimiera stała się Katarzyną. Przez miłość zrezygnowała ze światowej kariery
Była przepiękną brunetką o charakternym spojrzeniu i mocnym głosie. Gdy wkroczyła na scenę, postanowiła zmienić imię. Kazimiera stała się Katarzyną. W 1964 r. dołączyła do zespołu Czerwono-Czarni. Wspólnie wylansowali takie hity jak "O mnie się nie martw", "Nie bądź taki szybko Bill" czy "Trzynastego".
W rozmowie z Kopciem wspominała, że ominęła ją światowa kariera. Wszystko przez miłość do kompozytora Zbigniewa Bizonia. Francuski impresario i reżyser widowisk muzycznych, Bruno Coquatrix, był nią zachwycony. Chciał ją ściągnąć do Paryża, zrobić z niej międzynarodową sławę. Ale Kasia odmówiła.
Byłam bardzo młoda, zakochana, nie zawsze pewna swego losu w życiu osobistym. Myślałam, że jak wyjadę do Paryża bez mojej miłości, to cały świat się zawali
- opowiedziała.
PRZECZYTAJ: Karolina Gilon we łzach! Została mamą i straciła pracę. "Nie ma już dla ciebie miejsca"
Katarzyna Sobczyk przerwała ciążę. "Miałam wtedy 18 lat"
W 1965 r. Katarszyna Sobczyk miała wystąpić na kultowym festiwalu w Sopocie. To było marzenie każdego artysty. Środowisko obiegła jednak plotka, że wokalistka przerwała ciążę. Za kulisami wybuchł skandal, więc szefowie festiwalu zrezygnowali z występu piosenkarki. Sobczyk była załamana, płakała jak bóbr. Zamiast niej na scenie pojawiła się Łucja Prus. Znienawidziła ją za to. Przez lata, gdy miały wystąpić gdzieś razem, stawiała ultimatum: "ona albo ja".
Na łożu śmierci Sobczyk wyznała, że plotka była prawdą...
Zabiłam. Miałam wtedy 18 lat. Byłam w ciąży z saksofonistą. Bardzo go kochałam i on mnie wtedy też kochał. (...) Zaprowadził mnie do lekarza i usunęliśmy tę ciążę. Byłam w takiej rozpaczy, płakałam dzień i noc, gorączkowałam, umierałam prawie. Ale Bóg pozwolił mi przeżyć
- opowiedziała Kopciowi.
Mężczyznę, który nakłonił ją do aborcji, rzuciła zaraz po zabiegu. A nienarodzone dziecko śniło jej się po nocach...
Kariera ważniejsza od synka
Pod koniec lat 60. straciła głowę dla wokalisty Henryka Fabiana. Stanęli na ślubnym kobiercu. W 1875 r. urodził się ich syn - Sergiusz Fabian. Niestety, kariera była dla nich ważniejsza. Gdy chłopiec miał zaledwie pół roku, oddali go na wychowanie swoim znajomym.
Po odejściu z Czerwono-Czarnych Sobczyk i Fabian występowali jako duet, a później założyli zespół Wiatraki. Nie powtórzyli jednak niedawnych sukcesów. Postanowili więc spróbować swoich sił w Ameryce. Ale i tu się przeliczyli. Za oceanem zakończyła się ich kariera. Zakończył się też ich związek.
Nasze małżeństwo się rozsypało. Ameryka źle wpłynęła na mojego Henryka. Zaczął chodzić swoimi ścieżkami, zmienił się. Poczuł się jak... samiec, który nagle wyrwał się z klatki na wolność
- opowiedziała Sobczyk miesięcznikowi "Jazz".
Zaczęła śpiewać od przypadku do przypadku. Tylko dla Polonii. Żeby się utrzymać, musiała zacząć pracę jako pokojówka w podrzędnych motelach. Chciała ściągnąć do Chicago swojego nastoletniego już syna, ale on kategorycznie odmawiał kontaktu z matką.
Choroba sprowadziła Sobczyk do Polski
W latach 2000. lekarze zdiagnozowali u Katarzyny Sobczyk raka piersi. Na kilka lat udało się nad nim zapanować. Ale gdy w 2008 r. choroba uderzyła ponownie, wiedziała, że nie poradzi sobie finansowo z leczeniem w USA. Do Polski wróciła z dwiema walizkami.
Wolałam być między swoimi. Spakowałam trochę najbardziej niezbędnych rzeczy, wzięłam pieniądze, jakie na moją terapię zebrali przyjaciele podczas koncertów, wsiadłam w samolot... I już, jestem
- opowiedziała wtedy "Super Expressowi".
Po powrocie próbowała nawiązać kontakt z synem. Uległ dopiero rok przed jej śmiercią. Wciąż próbowała się tłumaczyć.
Gdy podrosłem i zacząłem spotykać się z moim ojcem, opowiedział mi, że to była ich przemyślana decyzja, że szukali kogoś, kto zająłby się mną na stałe. To był szczyt ich popularności. Nie byli gotowi na dziecko. Łożyli na moje utrzymanie i rzadko mnie odwiedzali. Jednak wszystko, czego potrzebuje małe dziecko - czułą opiekę i miłość, dostałem od przybranych rodziców
- opowiedział Sergiusz Fabian w książce "Być dzieckiem legendy".
Z hospicjum do psychiatryka
Nowotwór wyniszczał ciało gwiazdy, a to wyniszczało jej psychikę.
Kiedy jej stan psychiczny się pogarszał, decyzją lekarzy, z hospicjum została skierowana do szpitala psychiatrycznego. Winą obarczyła mnie i moją narzeczoną, Joannę. Nie chciała nas widzieć
- wyznał syn Sobczyk na łamach książki.
Tydzień przed śmiercią zadzwoniła do syna. Przepraszała.
Powiedziała, że wie, iż nic nie było moją winą. I żebym jak najszybciej przyjechał. Na szczęście zdążyłem
- wspomniał.
Katarzyna Sobczyk odeszła 28 lipca 2010 roku w Hospicjum Onkologicznym Świętego Krzysztofa na warszawskim Ursynowie. Zgodnie z jej wolą jej ostatni wywiad - spowiedź życia - Janusz Kopeć opublikował siedem lat później. Niestety, jej syn go nie przeczytał i nie poznał prawdziwej historii swojej matki. Sergiusz Fabian w 2013 r. zmarł niespodziewanie po krótkiej chorobie. Miał tylko 38 lat.