"Najbardziej szalona ze wszystkich!". Iwona Pavlović szczerze oceniła jesienną edycję "Tańca z gwiazdami". Nad jednym ubolewa

2025-11-14 14:21

Tej jesieni program „Taniec z gwiazdami” wystartował już po raz 30., a jubileusz przebojowego show stał się okazją do wspomnień i podsumowań. Jak czas spędzony na planie ocenia Iwona Pavlović, która z produkcją związana jest od samego początku? Wymagająca jurorka zdradziła nam także, czego spodziewa się pod nadchodzącym finale.

Iwona Pavlovic

i

Autor: AKPA Iwona Pavlovic

- Dobiega końca edycja wyjątkowa bo jubileuszowa „Tańca z gwiazdami”. Jak pani, jako osoba związana z programem od początku, podsumowuje tych 30 sezonów?

- Nie jest łatwo zawrzeć to w kilku zdaniach (śmiech)! Dla mnie to przede wszystkim po prostu piękny program rozrywkowy, który niesie dużo pozytywnej energii. Być może dlatego tak długo utrzymuje się na antenie, że łączy w sobie kilka cech. Po pierwsze, jest tu sztuka i sport, bo z jednej strony to piękno tańca, a z drugiej rywalizacja, czyli coś, co kochamy oglądać. Po drugie, możemy zobaczyć, jak osoby, które znamy, lubimy, podziwiamy, wychodzą ze swojej strefy komfortu i próbują sił w zupełnie nowej dla siebie dziedzinie, co dla fanów danej gwiazdy jest z pewnością ciekawe. Ale nie bez znaczenie jest też tutaj aspekt nieprzewidywalności, bo nigdy do końca nie wiemy, kto pojawi się w roli uczestników, jaka energia się między nimi wytworzy w programie, co się będzie działo, komu pójdzie lepiej, a kto poradzi sobie gorzej itd. Mało tego, dzięki temu, że liczą się tutaj nie tylko głosy jurorów, ale i widzów, kolejną niewiadomą staje się to, kto przejedzie dalej, a kto odpadnie. Dzięki temu jest taki ciekawy. No i dzięki temu programowi Polacy nauczyli się tańczyć!

Maurycy Popiel w finale "Tańca z gwiazdami"

- Show na przestrzeni lat mocno ewoluował i otworzył choćby na osoby z niepełnosprawnościami czy uczestników powyżej 70. roku życia. Jak pani postrzega kierunek tych zmian?

- To najlepszy dowód, że idziemy z duchem czasu! Świat mocno się zmienił od czasu pierwszej polskiej edycji „Tańca z gwiazdami”, to w końcu już 20 lat. Zmienił się nawet sam taniec, może nie same zasady, ale w pewien sposób jego styl. Przykładem choćby podejście do figur akrobatycznych w naszym programie – w pierwszych edycjach prawie ich nie było, a teraz my, jurorzy, czasem wręcz zarzucamy, że tej potrafi być więcej niż tańca. Przyznam zresztą, że potrafi ona robić wrażenie i bywa naprawdę efektowna. Bardzo mnie za to cieszy, że nasz parkiet otwiera się na bardzo różnych ludzi. Moja trenerka, Maria Jolanta Felska, zawsze powtarzała, że taniec ma łączyć ludzi. I tak się tu rzeczywiście dzieje. To, że tańczyły tu osoby z protezą nogi, niewidome czy niesłyszące, jest niesamowite! Tańczą tu już praktycznie wszyscy, bo i ludzie bardzo młodzi, ale także po 60-tce czy nawet 70-tce. Oczywiście, że osoby starsze będą miały trudniej pod względem technicznym, ale pamiętajmy, że to jest program rozrywkowy, i jeśli 70-letnia uczestniczka rozkocha w sobie publiczność, to i ona może przejść dalej. Piękne jest to, że ten program potrafi też uczyć, pokazuje, że tańczyć może po prostu każdy. Nie dzieli, a łączy.

- Jesienna edycja również obfitowała w emocje i zaskoczenia. Jak ją pani ocenia na finiszu?

- Nie raz w przeszłości nadawałam różnym edycjom nazwy. Tej nie mogę określi inaczej jak szaloną, bo taka była, i to chyba najbardziej ze wszystkich (śmiech)! Nas, sędziów, nie raz zaskakiwała, choćby wtedy, gdy z programu odpadali uczestnicy, którzy wcale nie wydawali się na to zasługiwać, choć oczywiście takie sytuacje zdarzały się wielokrotnie i w poprzednich edycjach. Bywało, że osoby nie tańczące najlepiej zajmowały nawet 2. miejsce. Ubolewam tylko nad tym, że – przynajmniej w moim poczuciu – w tej edycji tańcowi towarzyszyło jakoś wyjątkowo dużo różnego rodzaju dram. W każdym sezonie oczywiście pojawiały się jakieś sytuacje, które wzbudzały duże emocje, bo taki jest też ten program, ale mam wrażenie, że tutaj było ich wyjątkowo dużo (śmiech)! O zaskoczenia zadbała też zresztą sama produkcja, która z okazji jubileuszowej edycji zaplanowała sporo niespodzianek. One początkowo miały być sędziom zdradzone już na początku, ale ostatecznie uznano, że lepiej nam wszystkiego nie zdradzać, żebyśmy i my mogli mieć z tych dodatkowych atrakcji radochę, więc rzeczywiście wiele momentów, jak choćby tańce w trójkach ze zwycięzcami poprzednich edycji, były zaskoczeniem nie tylko dla widzów, ale i dla nas. Jako jurorzy działamy tutaj bez scenariusza, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Ja bardzo lubię iść na żywioł!

- Czy ktoś spośród zawodników okazał się dla pani „czarnym koniem” tego sezonu?

- Mam wrażenie, że akurat w tej edycji takich uczestników nie było. Pod względem czysto tanecznym była ona dość spokojna, bo właściwie każdy z uczestników miewał tu lepsze i gorsze występy. Co ciekawe, nigdy nie podaję przed finałem nazwisk swoich faworytów, ale teraz, nawet gdybym chciała, to nie mogłabym, bo po prostu… nie wiem nic (śmiech)! Sama więc jestem bardzo ciekawa, kto okaże się w finale najlepszy.

- Czego oczekuje pani od zwycięzców Kryształowej Kuli?

- Wiele już tutaj widzieliśmy, więc nie jest łatwo powiedzieć (śmiech)! Oczywiście chciałabym zobaczyć dobry taniec, ale liczę też na dobrą zabawę, a najlepiej na połączenie jednego i drugiego. Jedno jest u mnie niezmienne – bardzo lubię, gdy taniec wpływa na nasze emocje, kiedy nas bawi, cieszy lub wzrusza do łez. Bywały już tutaj takie występy, które zostały mi w pamięci do dziś i nadal mnie poruszają, jak choćby wspaniały taniec Macieja Zakościelnego i Sary Janickiej dwie edycje temu. To chyba jeden z piękniejszych dla mnie występów. I na takie emocje czekam teraz! Niech to nie będzie nam obojętne, nich nas uczestnicy poruszą!

Emisja w TV:

"Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami", ndz., godz. 19.55 w Polsacie

Sonda
"Taniec z Gwiazdami": Kto powinien wygrać 17. edycję?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki