Alexandra Strunin o rosyjskiej propagandzie
Niegdyś Sasha Strunin, wokalistka popowa, modelka i reprezentantka na Eurowizji. Dziś - Alexandra Strunin, początkująca reżyserka z głośnym debiutem krótkometrażowym "Patrzę w niebo". Artystka zrobiła film o propagandzie rosyjskiej i indoktrynacji dzieci, zarówno rosyjskich jak i ukraińskich. Zrobiła też film o sobie i swojej rodzinie - matce, Ukraińce, nauczycielce w Rosji, pokłóconej z siostrą, która słucha rosyjskiej propagandy niczym prawdy objawionej. Sama Strunin twierdzi, że za swoją działalność w Polsce nigdy nie postawi stopy w Rosji, bo boi się aresztowania. Ma też nadzieję, że jej film odbije się szerokim echem na świecie.
Zobacz również: Ujawniono, co mówili Trump i Putin na lotnisku! Ekspert odczytał to z ruchu warg
Aleksandra Pajewska-Klucznik: Spotykamy się z okazji, można powiedzieć, tournée twojego filmu "Patrzę w niebo", który za chwilę zobaczymy na festiwalu w Gdyni. Powiedz trochę o uczuciach, które towarzyszą temu sukcesowi, bo jeszcze oczywiście wyników nie znamy, ale samo zakwalifikowanie się do konkursu jest sporym sukcesem.
Alexandra Strunin: - Ja się bardzo z tego powodu cieszę. Jestem bardzo dumna z nas wszystkich, bo "Patrzę w niebo" to nie jest mój film, tylko to jest film całej ekipy wspaniałych aktorów, mojego operatora i wszystkich innych ludzi, którzy pracowali bardzo ciężko przy tym filmie, bo tak jak mówię, sukces ma wielu ojców i tak też tutaj jest. Ale też nie zastanawiam się na tym, co będzie dalej. Głową już jestem troszeczkę gdzieś indziej. Robimy teraz drugi film, więc na szczęście przez to też nie pozwalam sobie oddawać się temu właśnie myśleniu, co tam będzie na tych festiwalach i jak ten film zostanie przyjęty, bo ten film już oddałam w ręce ludzkości. I co będzie, to będzie. Wszystkie takiego typu sukcesy związane z filmem, jakieś pokazy, czy dostanie się na jakikolwiek festiwal, niezwykle mnie cieszą.
Opowiedz o filmie w kontekście tego, że jest pełen twojej osobistej historii. Twój ojciec pochodzi z Rosji, twoja mama jest Ukrainką, nauczycielką. "Patrzę w niebo" opowiada właśnie o nauczycielce ukraińskiego pochodzenia. Możesz pokrótce opowiedzieć o swoich autobiograficznych wątkach w tej historii?
Jest to luźne nawiązanie, ale fakt jest taki, że mama mnie zainspirowała, żeby zrobić ten film, bo już po wybuchu wojny mama właśnie uczyła w szkole i opowiadała mi różne rzeczy, które tam się dzieją i co się dzieje z dzieciakami, również rosyjskiego pochodzenia. Trzeba pamiętać, że w Rosji jest bardzo dużo ludzi, którzy są z Ukrainy, bo te dwa państwa są bardzo blisko związane. To Putin to tak rozdzielił w sposób tragiczny, a przecież te dwa narody są bardzo związane i dlatego tak się przenikały. I moja mama też dlatego mieszkała w Rosji.
Oczywiście wojna już była w 2014, kiedy wzięli Krym. Już wtedy te nastroje, a nawet już od 2000 roku, jak Putin doszedł do władzy - karmił antyukraińskimi nastrojami cały naród. Więc to gdzieś tam już było nabudowywane, żeby potem tak "przywalić". Od aneksji Krymu to było pełnoskalowe. Dla Ukraińców i ludzi, którzy tam są na wschodzie, to jest dosyć oczywiste.
Mama była taką inicjatorką tego, bo faktycznie opowiadała mi, co się tam dzieje i o tych wszystkich abstrakcyjnych rzeczach, o pisaniu wierszy bohaterom z Donbasu. Wagnerowcy, którzy odwiedzają szkoły i którym się trzeba kłaniać, ta cała indoktrynacja, to wdrażanie kultury wojny wśród dzieciaków... No naprawdę robiła mi te wszystkie zdjęcia, nagrywała. I jakoś to wszystko gdzieś tam we mnie było.
Pomyślałam sobie, jeszcze wtedy nie byłam w Warszawskiej Szkole Filmowej, dopiero się dostawałam, pomyślałam wtedy, że kurczę, chciałabym kiedyś zrobić o tym film. Bo mama mówiła, że zaprzyjaźniła się z jednym chłopcem, który miał korzenie ukraińskie i ona mu tłumaczyła, że to są też dzieci, że nie można tak traktować, że tam też się dzieją straszne rzeczy w Ukrainie. I on miał tę wrażliwość i później po kilku miesiącach ją stracił. Pamiętam, że zadzwoniła do mnie zapłakana, powiedziała: straciłam kontakt z tym chłopcem i tego się nie da zatrzymać. Nie da, że to jest po prostu... taki tragiczny proces. No i wtedy właśnie pomyślałam, że zrobię o tym film.
Alexandra Strunin: Gdyby Melania Trump zobaczyła mój film, rozmowy z Putinem by inaczej wyglądały
Jesteś reżyserką, ale i autorką scenariusza?
Pisałam ten scenariusz i postanowiłam, że to będzie pierwszy film, póki temat jest aktualny. A jest i dalej jakby nic się w tym temacie nie zmienia. Jak wiemy, Trump i jakieś rozmowy z Putinem... nic tam nie wynika z tego. Putin robi co chce, a to, co spotyka dzieci, to jest jedno z najgorszych przestępstw, jakie można popełnić w trakcie wojny.
To branie dzieciaków i przerabianie na swój sposób, rusyfikowanie. Chciałam poruszyć ten temat, poruszyłam, dlatego też budzi kontrowersje, ale to było z uczciwości pełnej i z takim czystym sercem to zrobiłam. Przynajmniej ludzie o tym zaczynają mówić. Teraz do Waszyngtonu też film poleciał, więc mam taką cichą nadzieję, że jakby tam może Melania Trump weszła na ten festiwal, może zobaczyła, to te rozmowy inaczej by wyglądały z Putinem... To, co się dzieje, to jest jakaś groteska. Rozmawiają z nim jak równy z równym, jakiś bohater co najmniej.
To jest po prostu śmieszne i płakać się chce. Nie wiem, czy płakać, czy się śmiać. Dlatego mam taką naiwną nadzieję, że może jak "Patrzę w niebo" trochę świata obleci, to gdzieś tam coś w polityce ruszy? Może ktoś zapyta go o ten wątek dzieci, bo na razie to jest taki olewany temat kompletnie.
Alexandra Strunin: W Rosji grozi mi więzienie
Wspominałaś podczas spotkania, że w filmie też są wątki z twojego dzieciństwa i mówiłaś o konflikcie w swojej rodzinie. Czy mogłabyś ten wątek rozwinąć?
Jest to trudny temat. Już na etapie powstawania filmu moja mama się pokłóciła ze swoją siostrą i utraciły relacje całkowicie. Mama jako antyputinowska osoba już miała tam przechlapane w Rosji. Nawet milczenie na temat wojny już jest źle odbierane w Rosji. To jest absurd - jeśli się nie wtrącasz, ale i nie pochwalasz, to też już jest coś nie tak. Aż takiej to sięga po prostu abstrakcji. Orwell.
Ja nie mogłam przyjechać potem do Rosji, bo już się bałam. Już dawałam wywiady, mówiłam jako osoba też artystyczna, jako wokalistka, wypowiadałam się na temat Putina w większych mediach. Ludzie dzwonili, żeby się zapytać o moją sytuację, bo czułam jakby mi się rodzina rozwalała, bo moi rodzice też już nie są ze sobą. Już wtedy wiedziałam, że dałam za dużo tych wywiadów, że moja droga jest zamknięta. Nawet jak będę chciała odwiedzić babcię, która mi wtedy w pandemii zmarła, to wiedziałam, że moja noga tam nie może postać, bo aresztują mnie po prostu. Za takie, nawet za mniejsze rzeczy ludzie tam siedzą, a co dopiero takie głośne wywiady tutaj na zachodzie... tym obrzydłym, prawda, zgniłym zachodzie, jak to Putin mówi, takie oszczerstwa mówię tutaj na cara. Więc oczywiście wtedy już te relacje z ciocią były gorsze, a teraz to jest tak przykre, bo ciocia po prostu powiedziała, że ona mnie nie chce znać, najgorsze przymiotniki padły w moją stronę. Ona ma takiego męża, Rosjanina, który ją całkowicie przekabacił na swoją stronę.
To jest bardzo przykre, bo moja ciocia i moja mama pochodzą z Krzywego Rogu, z Krzywego Rogu pochodzi Zełenski. One nie mają w sobie żadnej rosyjskiej krwi, bo z dziada, pradziada to są Ukrainki i dwie siostry mogą tak mieć odległe spojrzenie na rzeczywistość. Ja myślę, że to przez to, że mama jednak bardzo dużo bywała w swoim życiu na zachodzie, była śpiewaczką operową, podróżowała po świecie, miała zawsze jakąś taką jednak europejską świeżość myślenia. A jak całe życie siedzisz w jednym państwie, to faktycznie można cię po prostu nastawić. Ja nawet chyba nie mam do niej żalu, bo to jest po prostu tak przesiąknięty mózg tą propagandą, że nie ma już rozmowy, nie?
A à propos propagandy - mówiłaś, że film zaczęłaś robić ponad rok temu, prawda? Wtedy jeszcze w Polsce nie było, a przynajmniej nie aż takich, antyukraińskich nastrojów. Teraz, kiedy jeździsz z tym filmem, już jednak się pojawia nastawienie negatywne?
Słucham, tak, że to już jest nudne, że ile można o tych Ukraińcach. Ja się tym nie przejmuję, bo uważam, że to jest takie bardzo wygodne i okropne z naszej strony, szczerze mówiąc. Wiadomo, że Polacy bardzo pomogli i pomagają. Te jednostki, które tak psują to wrażenie, coś tam palną, coś zrobią, to jest po prostu nieładne, bo co to znaczy, że już się znudziłem? Siedzisz sobie tu na dupie wygodnie, czym się znudziłeś? Pomocą drugiemu? Czym się mogłeś znudzić? Jakby... jak może się ktoś zmęczyć tematem wojny? To jest tak odrażające. Nie mam na to słów. Właśnie tym bardziej uważam, że powinny takie filmy powstawać, bo ktoś się zmęczył, no. Sama rozumiesz.
Na koniec chciałam ciebie zapytać o twoją drogę do szkoły filmowej i do robienia filmów, bo ja pamiętam wiele lat temu, jeszcze jak jechałaś na Eurowizję, twoje występy w zupełnie, w zupełnie innej roli... Jak dochodziłaś do tego, co robisz teraz?
Jak miałam 19 lat, poszłam na ASP i byłam na fotografii, bo już wtedy czułam, że to, co robię, gdzieś tam może mi się potem przejeść. To, że kochałam śpiewanie, to jedna sprawa, ale byłam takim projektem - nie miałam nic do powiedzenia, jeżeli chodzi o swój własny wizerunek. Mi wtedy na szczęście rozumu trochę starczyło, żeby sobie przygotować podwaliny do tego, aby później pójść gdzieś dalej, a kino zawsze było mi bliskie.
Kocham kino, miłością wielką, nawet bardziej niż muzykę. Zawsze tak było. A po prostu śpiew mi wychodził, no pośpiewałam i jakoś tak po prostu od pana Boga dostałam ten talent po rodzicach, więc to było po najłatwiejszej linii oporu, więc robiłam to w ten sposób. Ale to było techniczne śpiewanie i rozwijanie estradowych umiejętności. Ale już wtedy czułam że to nie jest to. Jak mi się kontrakt skończył, wreszcie się uwolniłam, miałam już 21 lat, to właśnie już kończyłam wtedy fotografię i zaczęłam robić różne inne rzeczy, teledyski innym ludziom, sztuki audio-wizualne. A potem, co było zabawne, przeprowadziłam się z moim już obecnym mężem na Żoliborz i właśnie dosłownie widziałam z okna Warszawską Szkołę Filmową. I mój mąż mi powiedział: słuchaj, no bliżej już szkoły nie będziesz, idź, dawaj, to jest to.
A myślisz, że to, że Polacy cię znają, pamiętają nazwisko, to ci pomoże w karierze filmowej czy wręcz odwrotnie?
Myślę, że to w ogóle chyba nie ma żadnego wpływu. Mogą ludzie od razu mnie schować do jednego wora i powiedzieć: nie no, gdzie tam ona, Eurowizja, jakie filmy tam ona może robić? A może na przykład ktoś powie: o, ciekawe, co ta laska zrobiła, przecież to ona jest, więc to będzie balans chyba, wyjdzie na zero.
Rozmawiała Aleksandra Pajewska-Klucznik