- Irena Jarocka dorastała w skrajnej biedzie w Gdańsku-Oliwie, w rodzinie naznaczonej chorobami i alkoholizmem ojca, co na zawsze pozostawiło w niej lęk przed niedostatkiem, ale też ukształtowało jej determinację.
- Choć jej kariera rozkwitła w latach 70., życie prywatne naznaczone było dramatami – od toksycznej relacji w Paryżu i próby samobójczej, przez rozwód z pierwszym mężem, po niecodzienny początek związku z Michałem Sobolewskim.
- Wyjazd do USA w latach 90. przyniósł jej kolejną depresj, a ostatecznym ciosem była diagnoza glejaka w 2011 roku
Spis treści
Dzieciństwo Ireny Jarockiej naznaczone było biedą i głodem
Irena Jarocka przyszła na świat w Srebrnej Górze. Po wojnie jej rodzice trafili do Gdańska-Oliwy, gdzie rozpoczęli nowe życie – naznaczone jednak dramatem. Ojciec, szewc ortopedyczny, zmagał się z alkoholizmem. Matka, okrutnie doświadczona przez wojnę, chorowała na astmę i łuszczycę. Rodzina żyła w skrajnej biedzie, a dzieciństwo Ireny ściskało gardło ze wstydu i strachu.
Rodzice sadzili ziemniaki w lesie, to czasem ratowało nas przed głodem. Po chleb chodziliśmy do sąsiadów. Było to upokarzające… Do dziś boję się biedy
– wspominała artystka. Z dzieciństwa zapamiętała smak smażonego chleba posypanego cukrem i wieczną niepewność jutra. Ale też matkę – anioła, jak ją nazywała – która szyła ubrania i walczyła o każdą chwilę normalności dla czwórki dzieci.
Ucieczka w świat sceny i marzeń
Choć była samotnicą, już jako nastolatka wiedziała, że chce być kimś. Zbierała zdjęcia gwiazd, marzyła o scenie. Talent muzyczny rozwinęła dzięki ciężkiej pracy i determinacji – aż w końcu, już w latach 70., stała się konkurentką samej Anny Jantar. Jej przeboje nuciła cała Polska. A ona? Uśmiechała się. Zawsze. Nawet wtedy, gdy bolało.
Na przełomie lat 60. i 70. wyjechała do Paryża. Tam występowała w kabarecie, później z sukcesami solo. I tam też poznała Jeana-Louisa – genialnego matematyka, chorującego na schizofrenię. Próbowała go ocalić, ale zamiast wybawić jego, pogrążyła siebie.
W końcu zaczęłam go unikać. Popadałam w coraz większą depresję. Życie straciło dla mnie sens. Skończyło się to próbą samobójczą
– pisała w książce "Nie wrócą te lata. Autobiografia i listy do męża". Połknęła tabletki. Uratowała ją sąsiadka – piosenkarka Helena Majdaniec (+ 60 l.). Jarocka wróciła do Polski, ale trauma została. Zaryta głęboko, jak blizna pod skórą.
Kariera w Polsce, wypadek i nowy początek
W 1972 roku wyszła za mąż za kompozytora Mariana Zacharewicza (+76 l.), ale małżeństwo rozpadło się po pięciu latach. Wkrótce w jej życiu pojawił się informatyk Michał Sobolewski. Początek ich relacji był dramatyczny. Wypadek samochodowy, oboje trafili do szpitala.
Irena uderzyła głową w przód mojego malucha i miała lewą brew na wierzchołku czoła. Religa zszywał ją przez kilka godzin, ale zrobił to tak precyzyjnie, że nie trzeba było już robić operacji plastycznej
– wspominał Sobolewski w rozmowie z gazeta.pl. Choć poznali się w specyficznych okolicznościach, z czasem zostali rodziną. W 1982 roku urodziła im się córka Monika, a siedem lat później wzięli ślub. Na chwilę życie znów nabrało barw. Ale tylko na chwilę...
Była królową sceny, ale w jej sercu panowała cisza
Irena Jarocka wiedziała, czym jest ból – ten cielesny i ten głęboko skrywany. Jej życie przypominało sinusoidę – za sukcesami scenicznymi szły rozczarowania, zmęczenie i samotność. Choć dla widzów była uosobieniem elegancji i klasy, w środku często czuła się jak aktorka grająca rolę idealnej gwiazdy. Każdy występ był rytuałem. A potem – cisza. Hotelowy pokój. Tęsknota. Nie dopuszczała do siebie plotek, nie wchodziła w konflikty. Nie miała wielu przyjaciół. „Byłam raczej zdystansowana” – przyznawała. Śpiewanie było dla niej terapią. Dopóki wychodziła na scenę, życie miało sens.
Zobacz też: Niesamowite, co Irena Jarocka poczuła tuż po śmierci Jana Pawła II. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć!
Emigracja i kolejny epizod depresyjny
W 1990 roku wyjechała „za mężem” do Stanów Zjednoczonych. Oderwana od sceny i publiczności znów zachorowała na depresję. Do tego doszły dolegliwości fizyczne – z powodu stresu i braku śpiewania pojawiły się guzki na strunach głosowych.
Żeby się porozumieć, mówiłam jednocześnie w trzech językach: niemieckim, francuskim i angielskim. Był jeszcze czwarty – migowy. Okrutnie się stresowałam. Nerwy ściskały mi gardło tak, że dostałam guzków na strunach głosowych
– wspominała. Lekarz zalecił, by wróciła na scenę. Jeździła do Polski na koncerty sześć razy w roku. Tam wracała do życia.
Glejak zabrał ją błyskawicznie
Latem 2011 roku zgubiła się w parku. Nie poznawała miejsc, zapominała słów. Rezonans, diagnoza, szok. To glejak - najgorszy z możliwych. Nowotwór był rozsiany po lewej półkuli mózgowej. „Lekarze nie mogli zagwarantować, że Irena dożyje rana” – mówił mąż. Nie chciała operacji. Bała się, ale zgodziła się dla niego. Przeżyła pięć miesięcy. Zmarła 21 stycznia 2012 roku. Miała 65 lat.
Zobacz: Irena Jarocka doczeka się filmu o sobie. Zagra ją była dziewczyna Antka Królikowskiego?
Dziedzictwo Ireny Jarockiej
Mimo tak trudnego życia, Irena Jarocka do końca starała się dostrzegać piękno codzienności. Nawet wtedy, gdy wiedziała, że choroba nie pozwoli jej już wrócić na scenę, nie przestawała wierzyć. W jej głosie była melancholia, ciepło i siła. Przeszła przez piekło, ale na scenie nie pozwalała, by ktoś to zauważył. Zostawiła po sobie nie tylko repertuar, który przetrwał dekady, ale i historię kobiety, która przez całe życie dźwiękiem leczyła własne rany. Dziś, w rocznicę jej urodzin, wspominamy ją z podziwem i wzruszeniem. Bo Irena Jarocka to nie tylko piosenki. To cały wachlarz emocji ukrytych pod perfekcyjnym uśmiechem, którym przez lata rozjaśniała ciemności tamtych czasów.