Życie Violetty Villas mogło być bajką, a stało się koszmarem. Pomogli tylko Górniak i Wiśniewski

Życie Violetty Villas (+73 l.), jednej z największych, a zarazem najbardziej tragicznych postaci polskiej sceny, można streścić w trzech słowach – samotność na szczycie. Świat bił jej brawo, Frank Sinatra (+82 l.) wstawał z miejsca, gdy śpiewała w USA. Ale gdy wróciła do Polski, nikt jej nie rozumiał. Dziś, gdy powstaje film o jej życiu, warto zapytać: czy po latach jesteśmy gotowi zrozumieć kobietę, której głos wzruszał świat, a której ojczyzna nie potrafiła dać miłości i uznania, na jakie zasługiwała?

Powstający film fabularny "Dzięcioł i Violetta" ma pokazać nie tylko wielką diwę z afiszy, ale przede wszystkim osobę – matkę, kobietę, człowieka. To opowieść oparta na wspomnieniach syna Villas, Krzysztofa Gospodarka, który przez lata milczał, a dziś – za pośrednictwem żony Małgorzaty Gospodarek oraz reżyserki Karoliny Bielawskiej – opowiada swoją prawdę.

Krzysztof opowiedział nam obu swoją historię z matką. A następnie zabrałyśmy się do pisania. (...) Pracowałyśmy nad tym naprawdę bardzo długo razem

– powiedziała współscenarzystka, Małgorzata Gospodarek, w rozmowie z "Super Expressem. To nie będzie klasyczna biografia. To ma być film o relacji, która nigdy nie była prosta – relacji zbyt skomplikowanej, by zamknąć ją w jednym zdaniu.

Jak rodziła się legenda Violetty Villas?

Violetta Villas, a właściwie Czesława Maria Gospodarek, urodziła się w 1938 roku w belgijskim Heusy, ale jej rodzinny dom znajdował się w Polsce - w Lewinie Kłodzkim. Już w Belgii zaczęła się jej fascynacja muzyką. Od dzieciństwa wykazywała niezwykłe zdolności wokalne, miała słuch absolutny. Uczyła się gry na skrzypcach i fortepianie, śpiewu operowego oraz kompozycji. Gdy miała 23 lata, zadebiutowała na festiwalu w Sopocie, śpiewając utwory „Dla ciebie, miły” oraz „Si señor”. Już wtedy zrobiła wrażenie na publiczności – nie tylko głosem, ale też sceniczną prezencją i zmysłem dramatyzmu.

Wkrótce potem zaczęła występować za granicą – najpierw w Związku Radzieckim, a potem we Francji, w Belgii i Stanach Zjednoczonych. W 1966 roku została uznana przez amerykańską prasę za „głos ery atomowej”. Jej talent był zaproszeniem do innego świata. Świata, do którego polska publiczność dopiero aspirowała.

Zobacz też: Violetta Villas miała trzech mężów, ale kochała tylko gwiazdora TVP. "Przybiegła z płaczem i chciała mnie zatrzymać"

Las Vegas - sen, który stał się ciężarem

W 1969 roku Villas dostała coś, czego nie miał nikt inny w Polsce – propozycję kariery w Las Vegas. Zaczęła występować w „Casino de Paris”, pojawiała się w amerykańskiej prasie, porównywano ją do największych gwiazd estrady. Miała wszystko – warunki, głos, klasę, sceniczną charyzmę. Ale, jak wspominał jej menedżer Zbigniew Rabiński, za sukcesem przyszło pęknięcie.

Pracowała nad ruchem scenicznym, nad językiem, wymową i tekstami. Nie wytrzymywała tempa, wymagań i ciężkiej harówy od rana do nocy

– opowiedział. To właśnie wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze symptomy załamania nerwowego. Villas zaczęła sięgać po alkohol i leki.

To nie był tylko alkohol, powiedziałbym, że używki... Bo i leki jakieś. Myślę, że to się zaczęło właśnie w Ameryce. Bo nie wytrzymywała tempa, a chciała stanąć na wysokości zadania

- ujawnił "Super Expressowi". Jej wielka szansa przerodziła się w walkę z samą sobą. A po powrocie do Polski nie czekało na nią nic oprócz chłodu i podejrzeń.

Zobacz też: Syn Violetty Villas zobaczył występ Szpaka w Sopocie i nie wytrzymał. Wysłał mu SMS-a

Super Express Google News

Polska jej nie rozumiała

Po powrocie do Polski była sfrustrowana. Była przekonana, że władza komunistyczna jest przeciwko niej i blokuje jej karierę.

Różne rzeczy złożyły się na to, że nie wykorzystano mnie. Nawet do dziś, gdybym miała otwarte drzwi i zielone światło, mogłabym jeszcze wiele rzeczy zrobić. Ale mam czerwone światło. Nigdy nie wpuszczano mnie tam, gdzie powinnam być. Wiele osób starało się, żeby stało się tak, jak się stało. Może jak się trochę zmieni w tym kraju, to powiem więcej. Teraz jest to niebezpieczne dla mnie

- mówiła przestraszona.

W Polsce byłam walona w łeb "czerwoną pajęczyną". Ludzie mnie lubią. Ale nie władza

- powiedziała w innym wywiadzie. Villas nie dostawała nowych piosenek, nie pisano dla niej, nie zapraszano jej do programów telewizyjnych. Zaczęła znikać z życia publicznego, a zarazem coraz bardziej pogrążała się w samotności. Alkohol przestał być dodatkiem - stał się towarzyszem. Także w czasie koncertów.

Powiedziała mi: "Stać pana na krowę, to stać pana i na łańcuch". Musiałem wysłać człowieka po dwie butelki koniaku

– wspominał menadżer jeden z występów diwy.

"Opiekunka" i tragiczna śmierć Vioeltty Villas

Ostatnie lata życia Villas były szeroko opisywane przez tabloidy. Wymykało jej się bowiem z rąk. Zaczęła gromadzić w swoim domu zwierzęta. W pewnym momencie było ich aż 300 - w tym aż 70 psów, 140 kotów i 10 kóz. Zwierzęta rozmnażały się w sposób niekontrolowany, co sprawiło, że dom i ogród zaczęły popadać w ruinę. Pomagała jej była garderobiana, Elżbieta B. Z czasem przejęła całkowitą kontrolę nad jej życiem. Po śmierci Villas została oskarżona i skazana za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad piosenkarką. Według sądowych biegłych artystka miała uraz klatki piersiowej, który utrudniał jej oddychanie. Była zagłodzona. Przez to umierała w straszliwych męczarniach w swoim domu, który wtedy był już ruiną.

Pomogli tylko Górniak i Wiśniewski

Na jej pogrzeb w grudniu 2011 roku nie przyszedł żaden z czołowych przedstawicieli polskiej estrady.

Nie było Santor, nie było Przybylskiej, Koterbskiej, Kunickiej, nie było Połomskiego

– wspominał z żalem Rybiński, który uznał to za potwierdzenie, że Villas nie była w Polsce szanowana. Pojawił się za to Michał Wiśniewski (52 l.), który kilka lat wcześniej pochylił się nad losem artystki.

Usłyszała ode mnie w cztery oczy, że ma każdą możliwość: może wyjść z tego domu, dostać nowy, czysty, możemy jej pomóc, tylko ona musi chcieć. Nie chciała

- wyjawił Michał. Empatią wykazała się także Edyta Górniak (52 l.).

Kiedyś zobaczyłam w telewizji, w jakich warunkach żyje i ile ma zwierząt. Zdobyłam jej numer telefonu, zadzwoniłam i zapytałam, czy pomogłoby jej, gdybym zapłaciła za zbudowanie bud dla jej psów. Ona się bardzo ucieszyła, choć niedowierzała. Zbudowaliśmy 21 domków dla jej zwierząt

- opowiedziała Edyta po latach.

Fenomen, który trwa

Twórczością Villas zachwycają się dziś młodzi ludzie. Popularnością w mediach społecznościowych cieszą się też fragmenty jej wywiadów, elokwencja, odwaga, seksapil. Jej „Pocałunek ognia”, „Do ciebie, mamo”, „List do Matki” brzmią dziś z TikToka i Instagramowych rolek, poruszając serca tych, którzy nie mieli szansy zobaczyć jej na żywo.

Nie przegap: Violettę Villas zagra aktorka, o którą walczyli syn i synowa. "Zaliczyliśmy takie nią zauroczenie"

Być może teraz, po latach, dzięki filmowi, który właśnie powstaje, wreszcie będziemy mogli ujrzeć ją nie jako ikonę, nie jako dziwadło, nie jako gwiazdę z peruką i papugą na ramieniu, ale jako kobietę, matkę, człowieka. Takiego, który miał prawo się pogubić. Takiego, który śpiewał o miłości, a sam tak rzadko jej doświadczał. Takiego, którego głosu świat się bał – bo był zbyt czysty, zbyt silny, zbyt prawdziwy. Takiego, którego Polska do końca nie zrozumiała. I być może teraz, dopiero teraz, nadszedł czas, by spróbować.

Quiz. Irena Santor czy Violetta Villas? Kto śpiewał tę piosenkę?
Pytanie 1 z 10
"Przyjdzie na to czas" to przebój
Tak wygląda dom Violetty Villas. Czy ludzie zapomną o słynnej artystce?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki