- Olaf Lubaszenko, legendarny aktor i zapalony kibic, ocenia szanse na pojawienie się następcy Roberta Lewandowskiego.
- Aktor wspomina kultową rolę Olka Groma w "Piłkarskim Pokerze" i dzieli się opinią na temat polskiej Ekstraklasy.
- Lubaszenko analizuje pracę selekcjonera reprezentacji i odpowiada na pytanie, czy doczekamy się kolejnego talentu na miarę Lewandowskiego.
- Dowiedz się, dlaczego aktor uważa, że polska piłka nie jest w tak złym stanie, jak się powszechnie sądzi!
"Super Express": Całkiem niedawno prowadził pan premierę biografii Dariusza Szpakowskiego, który skomentował w swojej karierze mnóstwo meczów. Który z nich w pana pamięci zapisał się najmocniej?
Olaf Lubaszenko: - Takim opus magnum, wielkim triumfem i piłki nożnej, i wybitnego komentatora, był chyba finał mistrzostw świata Argentyna - Francja. Tam wszystko złożyło się w nieprawdopodobny, wymarzony dla kibiców sposób. Komentarz Darka z tego meczu był absolutnie fenomenalny. Tym meczem potwierdził, że jego miejsce wśród najwybitniejszych jest w pełni zasłużone. Przeżywałem w trakcie lektury jego książki na przemian wzruszenie i kibicowskie uniesienie. Wracały też emocje z tych nie najlepszych momentów polskiej piłki. Ale przede wszystkim czytałem ją jednym tchem. Głos Darka i jego obecność w naszym życiu przez ostatnie 50 lat sprawiły, że stał się on domownikiem w wielu polskich domach.
Przeczytaj także: Robert Lewandowski zaskoczył wyznaniem o Polsce. "Jestem dumny"
- Aktorsko wielu kibicom kojarzy się pan oczywiście z rolą Olka Groma w "Piłkarskim Pokerze". Wraca pan jeszcze do tego filmu?
- Choćbym nie chciał, ten film jest wciąż powtarzany. Trochę jak z memami, prawda? Zawsze gdzieś ten "Piłkarski Poker" leci. Kiedy przerzucając kanały natknę się na niego, zazwyczaj zatrzymuję się, trochę nie dowierzając, że to ja. Minęło prawie 40 lat, a jednocześnie czuję miłe wzruszenie, że mogłem być częścią dzieła, które jest ważne i o którym ludzie wciąż pamiętają.
- Jest pan zajadłym kibicem piłki nożnej?
- Zajadłym to dobre słowo, ale ja jestem raczej kibicem pogodnym, a czasami pogodzonym. W mojej filozofii kibicowania jest miejsce na porażki i na uznanie wyższości przeciwnika. Bez tej pokory kibicowanie staje się szczególną męką, bardzo bolesnym doświadczeniem. Prędzej czy później nawet najwięksi dominatorzy muszą przegrać. Jeśli ktoś jest kibicem zajadłym, a nie jest gotowy na porażki, to jest mu po prostu trudno.
- Minęło wiele lat od "Piłkarskiego Pokera" i od wielkich sukcesów polskiej piłki. Zadaje pan sobie pytanie, dlaczego dziś jest tak źle?
- Ja nie uważam, że dziś jest tak źle. Wbrew obiegowej opinii, uważam, że poziom polskiej Ekstraklasy wciąż się podnosi – zarówno pod względem taktycznym, trenerskim, jak i jakości piłkarzy. Nasza liga jest atrakcyjna ze względu na piękne stadiony, kibiców i jest dobrym punktem do wybicia się w Europie. Jeśli chodzi o reprezentację, to uważam, że zatrudnienie trenera Jana Urbana to jedna z lepszych rzeczy, jakie się polskiej piłce przydarzyły. Trzeba kibicować każdemu selekcjonerowi. Trener Urban bez wątpienia wnosi dobrą energię i pozytywną wibrację. Wierzę w ten projekt.
Zobacz też: Wiadomo, co jeszcze Robert Lewandowski robił w Nowym Jorku. Nie tylko rozświetlił Empire State Building
- Na koniec zapytam – czy za naszego życia doczekamy się kogoś takiego jak Robert Lewandowski?
- Prawdopodobieństwo jest niewielkie, bo to, co Robert osiągnął, to są absolutne Himalaje. Wyżej praktycznie się nie da. Z drugiej strony, liczba młodych ludzi idących drogą akademii piłkarskich jest znacznie większa niż kiedyś, więc z tej perspektywy prawdopodobieństwo rośnie. Myślę jednak, że na kogoś, kto osiągnie ten Olimp, będzie trzeba poczekać i to może się nie wydarzyć za naszego życia. Ale proszę nie nazywać tego klątwą, bo ja klątw nie rzucam. Jestem z domu Gryffindor, a nie Slytherin.
Rozmawiał Przemysław Ofiara