- Rodzinna tragedia w Egipcie: polska lekarka i jej syn zginęli w wypadku autokarowym.
- Wypadek budzi poważne wątpliwości dotyczące opieki medycznej i działań ratunkowych.
- Polska prokuratura wszczęła śledztwo, aby wyjaśnić okoliczności śmierci.
29 lipca w pobliżu Marsa Alam bus z polskimi turystami dachował. Wśród ofiar 41-letnia Anita, znana lekarka z Olsztyna, i jej 7-letni synek Maciek. Ojciec, Rafał K., przeżył. To, co zobaczył, zostanie w nim do końca życia. Widział śmierć dziecka. Widział, jak umiera jego ukochana żona.
W sobotę (23 sierpnia) w olsztyńskiej bazylice św. Jakuba odbył się pogrzeb. W świątyni zabrakło miejsc. Przyszli pacjenci Anity, lekarze, sąsiedzi, przyjaciele, mieszkańcy miasta. Ale nikt nie był gotowy na to, co powiedział Rafał. Stał przy trumnach, kulejąc po wypadku. Patrzył, jakby oni wciąż tam byli. Jakby zaraz miał usłyszeć: „Kochany tatusiu…”
Anita odebrała setki porodów, ratowała zdrowie i życie kobiet. Była szanowana i kochana. A dla Rafała – była wszystkim. Maciek był radosnym chłopcem, pełnym energii, gotowym do szkoły, z głową pełną marzeń. W jednej chwili to wszystko się skończyło.
Bus miał jechać za szybko. Według świadków, kierowca ścigał się z innymi, by zrobić więcej kursów. Więcej kursów to więcej pieniędzy. Skończyło się śmiercią. I to nie koniec. Akcja ratunkowa była chaotyczna. Pomoc przyszła za późno.
Anita – źle zdiagnozowana – miała mieć tylko złamania. Tak uznali egipscy medycy. W rzeczywistości miała rozległe obrażenia wewnętrzne i umierała z krwotoku. Umierała, choć mogła żyć. Polska prokuratura wszczęła śledztwo. Zlecono sekcję zwłok. Powołano biegłych. Śledczy proszą egipskie władze o współpracę. Ale mężowi nic już nie wróci ukochanej żony.