- W Ostródzie doszło do wypadku, w którym ucierpiały matka z córką, jednak mała Antonina nie otrzymała natychmiastowej pomocy medycznej.
- Dziewczynka wróciła do domu z pękniętą kością udową, a jej stan pogorszył się, co doprowadziło do hospitalizacji w Olsztynie.
- Sprawą zajmują się Rzecznik Praw Pacjenta oraz ostródzki szpital, prowadząc postępowania wyjaśniające w sprawie zaniedbań.
- Dowiedz się, dlaczego dziecko nie zostało od razu zbadane i jakie konsekwencje poniosą odpowiedzialni.
W Ostródzie, przy ul. Grunwaldzkiej, 18 listopada doszło do wypadku. Biały bus prowadzony przez 21-latka zjechał na przeciwległy pas i staranował toyotę, którą kierowała 28-letnia kobieta, jadąca do domu z córką. Jak tłumaczył się kierowca – zasnął za kierownicą.
Na miejscu pojawiła się policja, straż pożarna i zespół ratownictwa medycznego. W pierwszych minutach pomocy udzielała lekarka, która przypadkiem przejeżdżała obok miejsca wypadku. Gdy przyjechały dwie karetki, ranna mama i kierowca busa zostali zabrani do szpitala na badania. Dziecka jednak z nimi nie było.
- Byłam w karetce, ale nikt mi nie powiedział, co z córką! Byłam przekonana, że też została przewieziona do szpitala – mówiła w rozmowie z „Super Expressem” Aleksandra Pijanowska (28 l.), mama Antoniny.
Kiedy na miejsce przyjechała babcia, dziewczynka trafiła pod jej opiekę. Na tym, jak wynika z relacji rodziny, pomoc się skończyła. W dokumentach zabezpieczonych później przez śledczych nie ma nawet karty medycznej dziecka. Dobrze wyposażony szpital znajdował się ulicę dalej. Dlaczego dziecko nie zostało zabrane i zbadane?
Sytuacja wyszła na jaw dopiero kilka godzin po wypadku, gdy babcia i rodzina zauważyli, że nóżka dziewczynki sinieje i coraz bardziej puchnie, a dziecko nie przestaje płakać. Rodzina ponownie wezwała pogotowie. Przyjechali ci sami ratownicy, którzy wcześniej uczestniczyli w akcji. Dopiero wtedy zabrano Antoninę do specjalistycznego szpitala w Olsztynie.
Diagnoza? Pęknięcie kości udowej – uraz wymagający natychmiastowego leczenia. Dziewczynka mogła stracić nogę. Do tego groziło ryzyko zakrzepicy. Mała Antonina trafiła na wyciąg ortopedyczny i rozpoczęła długą walkę o zdrowie. - W każdej chwili mogło dojść do groźnego powikłania jak np. zatoru! Nie chcę nawet myśleć, jak mogłoby się to skończyć – mówił wstrząśnięty ojciec Antoniny, Dawid Pijanowski (28 l.).
Rodzina nie ukrywa rozpaczy: - Nie chcemy wiele. Wystarczy, by ktoś przeprosił i poniósł konsekwencje – podkreślali rodzice. Mała Antonina ma przed sobą tygodnie bólu, leczenia i rehabilitacji.
O sytuację z Ostródy zapytaliśmy władze miejscowego szpitala. Odpowiedzi otrzymaliśmy po prawie dwóch tygodniach. Wiemy, że na wniosek prezesa placówki wszczęto postępowanie w sprawie. Zapytaliśmy też m.in. o to, dlaczego poszkodowanej Antoniny nie zabrano do szpitala prostu z miejsca wypadku. Nie ma konkretnej odpowiedzi. Szpital nie odpowiada też m.in. o to, czy rozważano użycie transportu śmigłowcem LPR. O zdarzeniu z udziałem małej Antoniny nie powiadomiono NFZ, a także prokuratury i lokalnych władz. Na wiele pytań szpital ogranicza się do odpowiedzi, że trwa wewnętrzne postępowanie wyjaśniające.
Sprawą zajmuje się też Rzecznik Praw Pacjenta. - Rzecznik Praw Pacjenta z własnej inicjatywy wszczął w tej sprawie postępowanie wyjaśniające. Wystąpiliśmy o stanowisko podmiotu leczniczego i oczekujemy na wyjaśnienia. Po ich otrzymaniu przeanalizujemy sprawę pod kątem naruszenia praw pacjenta i wydamy rozstrzygnięcie – zapowiedziało biuro prasowe.