Przejmujący wpis

Tata Żanety przeżył koszmarny pożar pawilonu. "To były sekundy". Poruszający apel o pomoc

2024-03-14 10:59

To miała być spokojna niedziela dla właściciela pawilonu w Toruniu. Niestety, poranek 10 marca zamienił się w koszmar. Przy ulicy Grudziądzkiej wybuchł pożar. Mężczyzna rzucił się do pomieszczenia, aby ratować pieska. Niestety, czworonóg nie przeżył. W sieci pojawił się poruszający apel rodziny torunianina. Bliscy liczą na pomoc ludzi o ogromnych sercach.

Nasi dziennikarze po raz kolejny odpowiadają na apele o pomoc, skierowane do nas przez mieszkańców Torunia. - Znam poszkodowanych. To rodzina wspaniałych ludzi, która zawsze od serca robiła wiązanki - powiedziała nam pani Beata, która przekazała prośbę informacje o pożarze z 10 marca 2024 roku. Koszmar rozegrał się ok. 9:00. Tata i mama pani Żanety nazywali swoje stoisko przy ul. Grudziądzkiej "blaszką". Tym razem to mężczyzna udał się do pawilonu. Nie przypuszczał, że wydarzenia z tego poranka zapamięta do końca życia.

- Jak zwykle towarzyszyła mu jego wierna psina Kaja. Tego dnia położyła się w legowisku, tata otworzył roletę, zapalił światło i wyszedł na zewnątrz, ustawiać kwiaty na stoły. Nagle zaczęło się dymić. Tata wbiegł, chwycił butle z gazem od piecyka, bo myślał, ze może jakoś samoczynnie się zapaliła. W pomieszczeniu było już czarno od dymu - wyjaśnia pani Żaneta, córka poszkodowanego, która prosi o wsparcie.

Dalszy ciąg materiału i ważne linki znajdziecie pod galerią ze zdjęciami z miejsca zdarzenia

Toruń: Ukochany psiak sprzedawcy zginął w pożarze. Apel o pomoc rodziny

Kolejne sekundy były jeszcze gorsze. Dym i ogień buchnęły z ogromną mocą. Sprzedawca zdołał wynieść butlę i ponownie wbiegł do pomieszczenia aby wyciągnąć psiny, której nie widział.

- Wtedy już błyskawicznie wszystko zajęło się ogniem. to były sekundy. W tym czasie sąsiedzi którzy obok sprzedają zawiadomili już straż pożarną i wszystkie służby wraz z karetką bo tata nie wychodził z pawilonu, a pawilon już cały był zajęty ogniem i czarnym dymem. Niestety tata się przewrócił, a kłęby dymu utrudniały mu wyjście. Udało mu się na czworakach opuścić budynek ale nie udało mu się uratować ukochanego pieska - przekazuje nam pani Żaneta.

Poszkodowany doznał poparzeń 2 stopnia. Na miejsce przyjechała karetka pogotowia, która zabrała go do szpitala. Interweniowali rzecz jasna strażacy, co potwierdzają dokumenty, widoczne na stronie zbiórki na odbudowę pawilonu. 

Ukochani rodzice pani Żanety stracili wszystko co przez lata budowali. Biegły stwierdził zwarcie instalacji elektrycznej. Gdyby mężczyzna nie wyniósł butli z gazem, straty byłyby nie tylko na ich stoisku.

- Nie są bogaci i w ten sposób dorabiali do emerytury, a teraz zostały tylko zgliszcza. Wiem, że rodzice chcieli zrezygnować ale odzew ludzi, którzy oferują pomoc jest tak wielka, że chyba to ich trzyma i nie pozwoliło się załamać. Sąsiedzi ze stanowisk obok, zaproponowali by założyć zrzutkę i żeby się nie poddawali i wracali. Komentarze osób pod artykułami pełne słów wsparcia i deklaracja pomocy daje im nadzieję, że to nie koniec - dodaje autorka zbiórki.

- Dla nas największą stratą jest stracenie wiernego przyjaciela. Najważniejsze jednak jest, że tata żyje, że udało mu się wyjść. Rany się zagoją. Ile uda się zebrać, o tyle będzie mniejszy kredyt na zakup nowego pawilonu. Ten trzeba całkowicie zutylizować - podsumowuje pani Żaneta.

Jak możemy pomóc? Nasza redakcja przekazuje aktywny link do zbiórki, odnośnik znajdziecie również pod tekstem. Cel zrzutki został ustawiony na 30 tysięcy złotych. Potrwa ona jeszcze przez 57 dni (stan na 14 marca 2024). Warto zajrzeć również na grupę z aktywnymi licytacjami.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki