- Sekundy od katastrofy! Izabela Trojanowska usłyszała swoją piosenkę, gdy… wciąż była za kulisami
- Wpadła na scenę w ostatniej chwili i… zapomniała tekstu.
- Uratował ją Romuald Lipko z Budki Suflera, podpowiadając pierwsze słowa utwór
Sopockie schody jak z koszmaru
Izabela Trojanowska zdradziła, że dawniej kulisy Opery Leśnej wyglądały zupełnie inaczej niż dziś. Artyści mieli do pokonania betonowe schody, ciemne korytarze i wąskie przejścia, zanim w ogóle mogli pojawić się na scenie. To właśnie tam, w gąszczu technicznych przejść, wydarzył się jej największy koszmar.
Opera Leśna wyglądała kiedyś zupełnie inaczej, jest przebudowana i teraz bardzo łatwo jest wejść na scenę. Kiedyś trzeba było zbiec schodami betonowymi do piwnicy, przebiec po tym betonie metr, dwa i dopiero wspiąć się na scenę
– wspominała. Tego dnia inspicjent… zapomniał ją zawołać.
Zobacz: Kiedy zaczyna się festiwal Top of the Top w Sopocie? Gdzie oglądać w telewizji?
Sekundy od kompromitacji
Artystka usłyszała pierwsze dźwięki swojej piosenki, kiedy… wciąż była za kulisami. –
Biegłam po tych schodach w dół, na złamanie karku. Zdążyłam, wpadłam na scenę, ale nie wiedziałam, co mam śpiewać
– przyznała szczerze. Publiczność czekała, muzyka grała, a ona stała w kompletnym szoku. Wszystko wskazywało na to, że za chwilę na oczach tysięcy widzów wydarzy się katastrofa.
Zobacz też: 70-letnia Izabela Trojanowska z "nieprzyzwoitą" piosenką na festiwalu w Opolu! Publika nie dała jej spokoju
Ratunek w ostatniej chwili
Na szczęście z pomocą pospieszył jej Romuald Lipko, legendarny lider Budki Suflera, z którą wówczas współpracowała. To właśnie on pierwszy zorientował się w sytuacji i uratował występ Trojanowskiej, krzycząc pierwsze słowa piosenki. Ten szybki odruch sprawił, że gwiazda wróciła do siebie, złapała rytm i dokończyła występ, jakby nic się nie wydarzyło. Dla publiczności był to show pełen energii, dla niej – chwile grozy, które na zawsze zapadły w pamięć.
Nie przegap: Barbara Bursztynowicz tańczy, a Izabela Trojanowska komentuje. Iskrzy!
Choć warunki pracy na sopockiej scenie bywały trudne, Trojanowska nigdy nie odmawiała występów w Operze Leśnej. Wspomina, że czasem przyjeżdżała na próby o 3 nad ranem i niemal bez snu wychodziła na scenę o 10.
Czuje się wtedy takie spełnienie zawodowe, że warto było nie spać, biec po tych schodach i ryzykować wszystko. Publiczność w Sopocie wynagradzała każde niedogodności
– podkreśliła. Dziś Izabela Trojanowska z uśmiechem wspomina nawet te najtrudniejsze chwile.