Spokojny powrót do domu zamienił się w koszmar. Zbyszek i 2-letni Hubert nie żyją, bo trafili na szaleńca

To miał być zwykły, spokojny powrót do domu. Do pokonania został im zaledwie kilometr. W aucie: 37-letni Zbigniew M., strażak ochotnik i żołnierz, jego ukochana Samanta, która prowadziła samochód oraz ich 2-letni synek Hubert. Jak się później okazało, to była ich ostatnia wspólna podróż. Wszystko przekreślił koszmarny wypadek w Wozławkach (woj. warmińsko-mazurskie).

Super Express Google News
  • Pijany kierowca spowodował śmierć ojca i dwuletniego synka, a matka walczy o życie.
  • Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia, a jego zeznania budzą poważne wątpliwości.
  • Jakie konsekwencje czekają kierowcę i co ze zdrowiem ocalałej kobiety?

Długi weekend, piątkowy wieczór (15 sierpnia). Tuż po godz. 21:30 w samochód trzyosobowej rodziny z ogromną siłą uderzyło rozpędzone audi. Kierował nim 35-letni Alan G., mieszkaniec tej samej gminy. Według śledczych był pijany. Gdy policja zatrzymała go kilkadziesiąt minut po tragedii, miał ponad 1,3 promila alkoholu we krwi. 35-latek twierdzi, że pił już po wypadku – żeby „rozładować stres”.

Alan G. i Zbigniew M. mieszkali po sąsiedzku. Feralnego dnia Alan pracował przy żniwach. Wieczorem pijany wsiadł za kierownicę. Po wypadku nie udzielił pomocy. Nie sprawdził, czy poszkodowani żyją. Nie zadzwonił po karetkę. Po prostu uciekł pieszo do domu. Kiedy funkcjonariusze go dopadli, 35-latek pił dalej. Śledczy musieli poczekać ponad dobę aż wytrzeźwieje, by w ogóle mogli go przesłuchać.

Zginęli Zbigniew i mały Hubert. Samanta wciąż walczy o życie w szpitalu w Olsztynie. Lekarze ujawnili naszemu reporterowi, że kobieta jest w zaawansowanej ciąży.

Podejrzanemu postawiono zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu, ucieczki z miejsca zdarzenia oraz spożycia alkoholu już po wypadku. Mężczyzna częściowo przyznał się do winy. Potwierdził, że to on prowadził audi, ale zaprzeczył, że był wówczas pod wpływem alkoholu. Tłumaczył, że pił po zdarzeniu z powodu szoku.

– wyjaśnił w rozmowie z „Super Expressem” prok. Daniel Brodowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Prokuratura złożyła wniosek o areszt, a sąd w Biskupcu przychylił się do niego i wysłał Alana G. na trzy miesiące za kratki. Śledczy podkreślają, że zachodzi ryzyko matactwa i zagrożenie wysoką karą. Alan G. może trafić do więzienia nawet na 20 lat.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Strażak i jego 2-letni synek nie żyją. Koledzy żegnają Zbigniewa. Tragedia w Wozławkach

Sonda
Czy sędziowie są zbyt łaskawi dla pijanych kierowców?
PROF. DOMAŃSKI: PIS BĘDZIE CZEKAĆ NA KOLEJNE AFERY WŁADZY | Poranny Ring 7:50

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki