- Żołnierz i jego 2-letni synek zginęli w wypadku spowodowanym przez prawdopodobnie pijanego kierowcę.
- Samanta, partnerka Zbigniewa i matka Huberta, w ciężkim stanie trafiła do szpitala – jest w zaawansowanej ciąży.
- Jakie konsekwencje czekają sprawcę i co dalej z rodziną ofiar?
W długi weekend sierpniowy 37-letni Zbigniew M., żołnierz 11 Mazurskiego Pułku Artylerii w Węgorzewie i strażak ochotnik, wracał do domu wraz z partnerką Samantą i ich 2-letnim synkiem Hubertem. To miała być zwykła droga do domu. Do pokonania został im zaledwie kilometr. Za kierownicą siedziała kobieta – wielka miłość Zbigniewa, kobieta, z którą wiązał całe życie. Na tylnym siedzeniu w foteliku siedział ich 2-letni synek Hubert.
Nagle w ich skodę z ogromną siłą uderzyło rozpędzone audi. Według śledczych za kierownicą siedział 35-letni Alan G., mieszkaniec tej samej gminy. Mężczyzna w chwili zatrzymania miał ponad 1,3 promila alkoholu we krwi. Po wypadku nie udzielił pomocy – uciekł do domu i pił dalej. Został zatrzymany godzinę później. Twierdzi, że alkohol wypił już po zdarzeniu, aby „rozładować stres”.
Zginął Zbigniew i jego mały synek. Samanta w ciężkim stanie trafiła do szpitala w Olsztynie. Lekarze potwierdzili naszemu reporterowi, że kobieta jest w zaawansowanej ciąży.
Zbigniew M. był w swojej miejscowości znany i szanowany. Łączył służbę wojskową z działalnością w straży pożarnej. Mieszkańcy mówią, że najbardziej cenił jednak rodzinę. - On żył dla synka. Hubert niedawno skończył dwa latka, a Zbyszek każdą wolną chwilę spędzał z nim. Zabierał go na traktor, uczył świata – wspomina sąsiad.
W parafii w Wozławkach odprawiono mszę w intencji ofiar. Proboszcz apelował o modlitwę i przebaczenie. Mieszkańcy jednak nie kryją emocji. - Jak można było tak pędzić? Licznik zatrzymał się na 200 km/h. Zamiast ratować, uciekł i pił dalej. Trudno nam myśleć o przebaczeniu – mówią sąsiedzi.
Prokuratura w Olsztynie postawiła Alanowi G. zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ucieczki z miejsca zdarzenia i prowadzenia pod wpływem alkoholu. Grozi mu do 20 lat więzienia. Sąd w Biskupcu zdecydował o trzymiesięcznym areszcie tymczasowym. Dziś w Wozławkach mówi się tylko o jednym: żaden wyrok nie przywróci życia małemu Hubertowi ani jego ojcu.